TRASA / NOCLEGI: Toruń - Strzelno - Kiszkowo - Poznań - Osieczna - Jakubów - Bolesławiec - Lubań + Lubań - Pieńsk - Łęknica - Toruń (= 602 km)
Opis poszczególnych dni znajduje się TUTAJ.
Opis poszczególnych dni znajduje się TUTAJ.
W N I O S K I :
1. Wskutek braku znajomości standardowych długości przejazdów zaplanowano zbyt duże (przesadnie optymistyczne) odległości dzienne (na 70 / 80 km!) nie licząc się z ograniczeniami wiekowymi. Na długich trasach planowana odległość dzienna w moim przypadku winna oscylować w okolicach 55 km/dzień. Realne odległości i tak zwykle są większe. Śledząc grupy rowerowe dzienne przejazdy kilometrowe poniżej 70 kilometrów uznawałem za dyshonor i lenistwo :-). A prawda jest taka, że wcześniej wspomniane 55 km to jest dla starszego pana na takich dystansach odległość optymalna. Nie tylko zresztą dla niego. Pielgrzymki rowerowe dalekobieżne organizowane przez profesjonalistów projektowane są z uwzględnieniem takich właśnie dziennych przejazdów.
- Teraz to wiem.
2. Brak wytrenowania. Tutaj bije się we własne piersi aż dudni. Wyjeżdżałem z przeświadczeniem, że kondycję na tak długiej trasie zdobywa się w trakcie jej przemierzania. Założenie słuszne, ale przy
s t o p n i o w y m dociążaniu organizmu. A nie tak hurra optymistycznie od samego początku. (Co, ja nie dam rady?! Dam radę, dam!) Sprawiedliwie trzeba przyznać: nie potrenowałem sobie przed wyjazdem :-) Myślę, że jak nie rowerem to trzeba było dociążyć organizm na pływalni, aby zrekompensować braki kondycyjne.
- To się uwzględni na następnym etapie!
3. Zdrowie musi być! A jak to było? Wyjechałem na kaszlu. Znaczy się przeziębienie miałem, takie małe, malusieńkie. No kaszlałem sobie nieco trochę. …ale przecież nie mogłem już czekać! Droga wołała. Droga mnie uleczy: tak myślałem. I początkowo tak było. Pod koniec jednak niezdrowie wróciło z taką siłą, że… wiadomo co. A więc: jaki wniosek?
Aby fizycznie sprostać takiemu zadaniu jak Droga trzeba (po prostu trzeba!) zdrowym być! Tak, tak - wiem, że to truizm, ale jednak w tamtym wypadku nadmierny (jak się okazało) optymizm wygrał ze realem.
4. Liczne (aż nadto!) przypadki mylenia drogi wynikały z:
- braku praktycznego doświadczenia w planowaniu i wykorzystaniu wytyczonych tras. Rozpoznawanie na elektronicznych mapach tras dla pieszych, zmotoryzowanych czy rowerzystów i ocena ich przydatności na danym etapie to nie jest coś co można “siłą swego umysłu” pokonać: Żadne główkowanie tu nie pomoże, frycowe na drodze trzeba było zapłacić!
- słabej znajomości programów prowadzących (Google Maps, Maps.me czy Mapy.cz). No niby to proste programy są, ale… .
- Tak, tak! Diabełek tkwi w szczegółach.
- nadmiernej ufności lokalsom bez uwzględniania ich braku rowerowego doświadczenia. Oj, dawałem się nabierać na te “bajania i życzliwe wskazówki”! Warto zwrócić uwagę, że ludzie w dobrzej wierze chcąc się wykazać znajomością tematu często wprowadzali w takie maliny, że… . Przy korzystaniu z niektórych porad trzeba wykazywać się naukową czujnością sprawdzając daną informację pod kątem “czy prawdą jest jakoby”. Zmęczenie sprzyja łatwowierności i często słyszymy, tylko to co sami chcielibyśmy usłyszeć.
- braku praktycznego doświadczenia w planowaniu i wykorzystaniu wytyczonych tras. Rozpoznawanie na elektronicznych mapach tras dla pieszych, zmotoryzowanych czy rowerzystów i ocena ich przydatności na danym etapie to nie jest coś co można “siłą swego umysłu” pokonać: Żadne główkowanie tu nie pomoże, frycowe na drodze trzeba było zapłacić!
- słabej znajomości programów prowadzących (Google Maps, Maps.me czy Mapy.cz). No niby to proste programy są, ale… .
- Tak, tak! Diabełek tkwi w szczegółach.
- nadmiernej ufności lokalsom bez uwzględniania ich braku rowerowego doświadczenia. Oj, dawałem się nabierać na te “bajania i życzliwe wskazówki”! Warto zwrócić uwagę, że ludzie w dobrzej wierze chcąc się wykazać znajomością tematu często wprowadzali w takie maliny, że… . Przy korzystaniu z niektórych porad trzeba wykazywać się naukową czujnością sprawdzając daną informację pod kątem “czy prawdą jest jakoby”. Zmęczenie sprzyja łatwowierności i często słyszymy, tylko to co sami chcielibyśmy usłyszeć.
5. Jechałem w niedzielę co oznaczało:
- brak uszanowania dla tego specjalnego dnia. To był błąd do którego, aż trudno się przyznać. Po tym drogowym doświadczeniu wbiłem sobie do głowy jako pewnik (przecież już bardzo dawno ustalony!), że: PAMIĘTAJ ABYŚ DZIEŃ ŚWIĘTY ŚWIĘCIŁ. To jest dzień na przemyślenia, uspokojenie myśli, uporządkowanie “swojego świata tu i teraz”. Czas na ogólną refleksję, prośby i podziękowania.
- brak należnego odpoczynku. To jest ta “magia kilometrów”. No, bo przecież w niedzielę na drodze jest mniej aut i jedzie się bezpieczniej. No, bo przecież muszę teraz zaraz i natychmiast przejechać jak najwięcej kilometrów tych… .
- Praktyka pokazała, że nie muszę.
Jak widać entuzjazm dla podjętej decyzji o przemierzeniu Drogi przysłonił realne możliwości. Nigdy nie zapomnę tego uczucia zawodu jaki odczuwałem przed tymi wszystkimi którzy mi zaufali! Dopiero realne spojrzenie na całą pielgrzymkę przywróciło mi równowagę. Skoro nie mogę przejechać całej Drogi za jednym razem to dzielę ją na etapy. Tak więc teraz nic się nie stało (Polacy! Nic się nie stało!) mam dopiero (i aż!) PIERWSZY ETAP za sobą.
- Będą następne.
BĘDĄ!