Akurat kontemplowałem świeżo znalezionego grafita.
Zaniedbany nieco, ale jeszcze miał - jakby to powiedziała Mniszkówna - "ślady
dawnej piękności na twarzy"... .
Musiałem wyglądać na miejscowego skoro dwóch panów w dostawczym aucie
z Brodnicy (wpadnę na rowerze kiedyś tam!) zagadnęło mnie o drogę.
E tam! Zamiast tłumaczyć (zakręcona droga do tego miejsca jest!) zabiorę się
z wami... . Sympatyczne spotkanie - chwila przejażdżki - miłe pożegnanie. Była
oczywiście i obiecanka, że jak będę w tej wymarzonej Brodnicy to oczywiście
ich odwiedzę. No i tak się rozstaliśmy.
I marnym drobiazgiem jest fakt, że nie było wymiany adresów.
- W końcu Brodnica to nie Nowy Jork czy inne Buenos Aires.
Jestem przekonany, że się spotkamy! Na pewno.
- Niech no tylko zakwitną jabłonie!
Kiedy się wybieram na jakąś wyprawę to na podorędziu mam zawsze parę marzeń.
Te z Brodnicą wiążą się z fotografowaniem:
- ichniego ratusza co ma takie same sygnaturki jak nasz kościół mariacki
- okolic Drwęcy gdzie można utrwalić takiego rarytasa jak zimorodek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz