W przeczuciu tego, że już niedługo grudziądzko-toruński odcinek budowanej pospiesznie
(a tak odległej od Bydgoszczy) autostrady zostanie niedługo w promocji dla rowerzystów
otwarty (Ciclovia Amber One) wjechałem na nią.
- W miejscowości Kiełbasin to się stało.
Coś tam mi po głowie chodziło, że to chyba za wcześnie. Toteż po cichutku, skromnie, skrajem
gładziutkiej szosy pedałowałem prędko w rytm zasady ogłoszonej przez Wojciecha Manna,
że "nie wolno - ale można". Pocieszałem się cienko widząc, że inni też Pana Wojciecha za
autorytet mają. I drałują też.
Miło się jechało, ale krótko!
Limit sympatii dla mnie (i mi podobnych!) stanowczo się wyczerpał w okolicach zjazdu
w Lisewie. Skwapliwie skorzystałem z propozycji nie do odrzucenia, bo właśnie tam
chciałem równą drogą dojechać.
I teraz już nie równą drogą, ale pejzażami mogłem się delektować.
Takimi.
Mając nadzieję, że widokami ukoiłem P.T. Publiczność zapraszam na jutro.
piątek, 14 października 2011
Autostradą na wieś (700)
Autor: Obserwator Toruński o 05:07
Etykiety: autostrada, Kiełbasin, wyprawa do Z.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz