Następnego dnia po wyprawie promowej dopadła mnie wieść, iż wartałoby do W. wpaść.
Powód był mikroskopijny, ale był! Z bardziej błahych powodów jechało się na daleko dłuższe wyprawy. Wyprawa na kawę do Lecha (Toruń - Charzykowy!) jest tego dobrym (180 kilometrowym) przykładem.
Do W. przyjechałem żwawy i pełen dobrych myśli. Ciekawa była reakcja OPMŻ (Osób Pozornie Mi Życzliwych).
Otóż dowiedziałem się od nich żem człek pozbawiony odpowiedzialności, no bo kto to słyszał aby z tak błahego powodu dymać aż tyle kilometrów! I do tego te niebezpieczeństwa po drodze. Strach bierze pomyśleć gdyby coś się stało nierozumny człowieku... . Ostatni argument mnie znokautował: Bym odpowiadała za ciebie! (Hłe! Hłe!)
Pikanterii dodaje fakt, że pierwsza z tych Osób jest poważnie chora i dni spędza przy telewizorze pasjonując się życiem innych. Druga przejechała w swoim życiu na rowerze kilometrów tyle co ja robię niekiedy w ciągu jednego miesiąca.
- A ostatecznie: rocznie po parę tysięcy kilometrów przecież przejeżdżam, więc co mi tam jakieś dodatkowe sto które przejeżdżam raz za razem!
Słuchałem oskarżeń ze wzrastającym zdumieniem w końcu dochodząc do jedynie słusznego wniosku, który brzmiał. Widocznie istniały inne powody aby wysuwać tak absurdalne oskarżenia, a moja wyprawa była dla wygłoszenia tych krzywdzących zdań tylko marnym pretekstem.
W ten sposób wytłumaczywszy sobie bezpodstawność gorzkich słów - tak aż nazbyt lekko wypowiedzianych - w końcu dotarło do mnie: ONE MIAŁY PRAWO TAK TWIERDZIĆ.
No - może forma była niepotrzebnie krzywdząca - ale - uświadomiłem to sobie wyraźnie - ONE MNIE PRZECIEŻ NIE ZNAJĄ. Gdybyż te szanowne osoby czytały na bieżąco "Obserwatora" to nawet przez myśl by im nie przeszła żadna z tych niestosownie obraźliwych myśli!
WNIOSEK? Aby się właściwie rozumieć czytajmy na bieżąco "Obserwatora Toruńskiego".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz