Poranne wybieranie się w drogę przebiegło bez większych zakłóceń. Mniejsze zakłócenia były i owszem. Jedno z nich to poszukiwanie kluczy które i tak okazały się we właściwym miejscu czyli w przegrodzie bagażowo - jedzeniowej camelbaka.
Podróż pociągiem do Wrocławia a potem do Zgorzelca przebiegłaby bez większych emocji gdyby nie pewien szczególny znak który otrzymałem.
Kiedy we Wrocławiu siedziałem na peronie numer 2 czekając na swój pociąg do Zgorzelca przysiadła się obok pani z dwiema dorosłymi córkami. I zagadałem do nich, bo czemu by nie jak można było. A było można. Głównie chodziło mi o napis na bluzie którą miała jedna z dziewczyn. Nie wiem dlaczego, ale w kontekście zakończenia Etapu I napis ten początkowo odebrałem b. osobiście. Uzyskawszy pozwolenie uwieczniłem go.
Przy okazji wymieniliśmy kilka uwag, bo panie z zainteresowaniem dopytywały się a dokąd (po co, dlaczego i jak) to się wybieram. W podzięce na zakończenie rozmowy otrzymałem informację, że mój pociąg właśnie odjeżdża - nie jak planowano z peronu drugiego - lecz z szóstego.
Przy okazji wymieniliśmy kilka uwag, bo panie z zainteresowaniem dopytywały się a dokąd (po co, dlaczego i jak) to się wybieram. W podzięce na zakończenie rozmowy otrzymałem informację, że mój pociąg właśnie odjeżdża - nie jak planowano z peronu drugiego - lecz z szóstego.
Cały wdzięczny, podziękowawszy ciężkim kłusem targałem rower po niebotycznie wysokich schodach w górę w dół. W końcu dopadłem swojego pociągu i szczęśliwie dojechano do Zgorzelca.