Rano zdając klucze od pokoju dowiedziano się, że poprzedni proboszcz zmarł w styczniu tego roku. Dopiero wtedy sobie uświadomiłem, że wczorajsza rozmowa z p. Damianem niewątpliwie pomogła w zdobyciu noclegu.
Zrobiło na mnie wrażenie, że wczoraj ksiądz prowadzący nabożeństwo majowe, (a krótko potem i mszę wieczorną) życzliwie wspomniał wiernym o pielgrzymie... .
Mówił także o mieście niedaleko Clermont - Ferrand, które jest ważne dla całej Francji. (Le Puy-en-Velay?). Muszę uwzględnić tą miejscowość w swoich planach.
- Póki co dziarsko wyruszono w Drogę!Przez Trzemeszno przejechałem prawie go nie zauważając! Magia kilometrów do przejechania zadziałała.
Ważnym etapem przed wieczornym spoczynkiem były imponujące w swym zagospodarowaniu i rozległości Pola Lednickie. Mogłem tam mieć nocleg, ale wobec potraktowania mnie jak klienta (a nie pielgrzyma!) nie popierając komercji pojechano dalej.
Tym sposobem zdecydowano, że dojadę do Kiszkowa. (CO?!) Uzasadniłem to sobie zgrabnie, że to jest miejscowość ważna dla Zygmunta. Pochowani są tam jego dziadkowie, więc czego się nie robi dla przyjaciół... .
- No, będę miał mu potem co opowiadać!
Dojazd tam okazał się nieprosty. Jakoś tam wcześniej wytyczyłem sobie drogę na skróty (?), co jakiś czas upewniając się u miejscowych, że to jest szlak dla rowerzysty dobry. Jak się potem okazało, z uwagi na głębokie piaski NIE BYŁ.
Moim szczęściem było to, że przypadkowo spotkany gość wystąpił w roli przewodnika. I litościwie (mimo, że nie było mu to po drodze!) przeprowadził mnie przez te ciężkie piachy. Rozstaliśmy się przy wojennej mogile, której historię mi opowiedział.
Otóż jeszcze przed zakończeniem wojny stała tam spalona stodoła. Pewnego razu miejscowi gospodarze znaleźli w niej człowieka, który tam zamarzł. Stodoła została rozebrana a na polnych rozstajach jako świadectwo czasu wojny została mogiła. Pochowany był w niemieckim mundurze, ale do dzisiaj nie ma pewności kim tak naprawdę był: Polakiem czy Niemcem? Wobec powagi śmierci dla miejscowych gospodarzy to nie miało znaczenia i tym miejscem opiekują się miejscowi harcerze.
Wdzięczny za niestrudzone towarzystwo (te polne drogi były nie tylko dla mnie ciężkie!), wdzięczny za przeprowadzenie mnie przez te bezdroża pożegnałem się z moim bezinteresownym przewodnikiem smarując
w jego rowerze nielitościwie zardzewiały łańcuch :-) Po licznych perypetiach (Były takie! Były!) dotarłem do Kiszkowa znanego z dwóch kościołów (jeden z nich drewniany). Ksiądz proboszcz mnie rozpoznał i (na moją prośbę o nocleg) zaprosił do skorzystania z pobytu w salce katechetycznej. 14,5 stopnia w pomieszczeniu i zimna woda wcale mnie nie odstraszyły. Z uwagi na dojmujący chłód rozstawiłem namiot (sic!).
Warto wiedzieć, że w salce były zgromadzone dary dla ludzi potrzebujących wsparcia.
Salka znajduje się przy skrzyżowaniu stąd w nocy dochodziły do mnie niekiedy przerażające dźwięki "lotnych startów motocykli" czy przeraźliwe hamowanie potężnych zestawów samochodowych sugerujących wyobraźni, że doszło do jakiegoś potężnego wypadku samochodowego.
- Mimo wszystko ten nocleg zapamiętam jako miejsce wyjątkowo życzliwe pielgrzymowi i (co równie ważne!) jako wyraz szczególnego zaufania.
- Mimo wszystko ten nocleg zapamiętam jako miejsce wyjątkowo życzliwe pielgrzymowi i (co równie ważne!) jako wyraz szczególnego zaufania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz