poniedziałek, 18 października 2021

14 setka: Cuda fordońskie chociaż bydgoskie (2235)

BYDGOSKIE?! Nie przesadzajmy z tym przymiotnikiem. Fordon został siłą wcielony do żarłocznej Bydgoszczy i - mając w pamięci protestujących obywateli Fordonu - jestem uprawniony do traktowania tego miasteczka jako osobnego bytu.

A po co zachciało mi się tam pojechać?! Ano po drodze jest co oglądać, jest co się przydarzyć! Przyroda zdarza się tam niebanalna i dzika miejscami.

Jeśli więc rowerem do Fordon / Bydgoszczy to lewobrzeżem jest ciekawie! Niemniej na niektórych odcinkach trzeba zwalniać...

...inne drogi są całkowicie nieprzejezdne. Ale nie dla wszystkich! Sprawdzać trzeba i wtedy okazuje się, że nie wolno jechać ale można :-) Lokalny wyścig kolarski był wtedy i całe kilometry zostały wyłączone z normalnego ruchu. 

Jako przedstawiciel tego drugiego ruchu zostałem upoważniony do przejechania zablokowanego odcinka co zrobiłem z radością i (ze względów bezpieczeństwa) lewą stroną. 

Strażacy przepuszczali przez bronione odcinki bezproblemowo a i Policja Państwowa przeszkód nie tworzyła tylko uważnie przyglądając się samotnemu cykliście... .  

Po drodze - ku mojemu zdziwieniu - okazało się, że są jeszcze ludzie dobrowolnie chodzący piechotą! Mało tego jako zrzeszeni robią to regularnie. Uprzejmie pozdrawiam Klub Turystyki Pieszej "Horyzont" ze Solca Kujawskiego.

A samo miasteczko zaskoczyło mnie imponującymi budowlami i pewnością tego, że warto tam częściej i bardziej celowo wracać na zapoznanie się.

Okolice miasta Bydgoszcz co raz przypominały swoimi pejzażami, że warto (WARTO!) tam częściej bywać a już chociażby dla pięknych widoków.

Przy tym mostku czujny wzrok dyżurującego policjanta wodnego zatrzymał mnie w miejscu! No, miałem przestępczą myśl :-) aby przekraść się onym mostkiem co by drogę na Fordon mieć skróconą. 
- Się nie udało.

Nieudokumentowane spotkanie dwóch wesołych cyklistów  z Torunia było miłym akcentem dla tego odcinka.

Potem było postindustrialnie i nadal przyrodniczo. Oprowadzany przez cyklistkę, panią R. (cóż za miłe spotkanie!) doświadczyłem odrobinę Fordonu w nieoczekiwany dla mnie sposób. 

Najpierw jednak było tajemnicze jeziorko - kiedyś dowiem się na jego temat więcej! 

A sam Fordon zastałem w radykalnej przebudowie. Co więcej, miałem możliwość zapoznania się z nieznaną dla mnie dotąd przeszłością Fordonu.

Pani R. okazała się być znakomitą przewodniczką po miasteczku.

Wskazana mi skromna budowla okazała się być byłym miejscem specjalnej modlitwy podczas żydowskiego Święta Namiotów.

KUCZKA, bo to właśnie o nią chodziło - staraniem miejscowym miłośników historii - ma zostać poddana renowacji, co przy konserwacji bóżnicy na początku nie było przewidziane. Ponoć jest to element architektoniczny niezwykle rzadki.

Potem wspólnie oglądaliśmy nabrzeże podlegające obecnie silnej przebudowie. 

Wielkie art-graffiti w swej odmianie iluzjonistycznej już teraz pięknie zdobi tę część miasteczka.

Po przejechaniu mostu fordońsko - toruńskiego - zgodnie z zaleceniem mojej przewodniczki - zeszło się pod most, by w tym miejscu, nieco inną niż zwykle drogą wracać do domu.

A potem było wiejsko i sielsko.

Z tej części wyprawy zostały mi na siatkówce oka i na matrycy aparatu dębowe aleje przeplatane rozległymi przestrzeniami. 


Jeszcze gdzieś minąłem (średnio zadbany) stary cmentarz protestancki...

...i trafiono do nieznanej mi dotąd osobiście wioseczki: Łążynek.
UWAGA. W okolicach Torunia są dwie miejscowości tak Łążyn jak i Łążynek. Jedne bardziej na zachód inne na wschód. 
- Ten Łążynek jest na zachód od Torunia.

Zachwycił mnie ogród tam się znajdujący! Dawno tak staranie wypielęgnowanego zbiorowiska zieleni nie widziałem!  

Pogoda na fotografowanie była marna stąd też był szybki przejazd przez miejscowość.

W okolicach neogotyckiego kościoła zatrzymałem się tylko na chwilę rozmowy z dwoma gentelmanami. 

Panowie właśnie wracali z próby szkolnej orkiestry dętej. 

W samym Bierzgłowie natrafiłem na zamknięty kościół, co mnie nie zdziwiło choć nieco zmartwiło. Zawszeć to byłoby miło spotkać się z zaprzyjaźnionym kandelabrystą... . 

Odnotowawszy Złotoskrzydłego na przyległym cmentarzu już prostą drogą dotarłem do Torunia.

Na zakończenie jeszcze tylko kątem oka (na Ścieżce Unisławskiej) zauważono ukończony Domek na Drzewie.

...i już jako 427 tego dnia rowerzysta zakończono wyprawę.

PS. Dopiero teraz mogłem zdać relację z wyprawy, która zdarzyła się prawie trzy tygodnie temu... . Jakoś nie mogę się odczepić od przeziębienia i... myśli o tym, że to chyba nie jest to ostatnia setka w tym roku!?

piątek, 1 października 2021

SKOŁOWANI: Koło na młyn w Dulniku (2234)

KTO: Program ABSOLWENT UMK, "Skołowane Niedziele"
- Klub Rowerowy SKOŁOWANI

CO: Wycieczka rowerowa Klubu SKOŁOWANI: Koło na młyn

GDZIE / DOKĄD: Dulnik

KIEDY: 12 września 2011r. (g.10:00 - 16:00)

JAK: Mając w pamięci czerwcową wyprawę tym chętniej wyruszyłem ze "Skołowanymi"

Było towarzysko, z przerwami oraz z dodatkowymi atrakcjami. Pierwsza z nich trafiła się tuż przy nieznanej rzeczce w środku lasu.

Spożywamy nasze kanapki aż tu...? Zajeżdżają wozy terenowe i leśni ludzie z nich wysiadają. Chwila konsternacji i wasz korespondent wyruszył na zwiad kto oni i po co?

Okazało się, że to jest Grupa Eksploracyjna z Brodnicy. Wyposażeni we wszelkie pozwolenia, zaopatrzeni w stosowną elektronikę przyjechali badać teren w poszukiwaniu materialnych śladów historii. 

Nawet tak krótki kontakt pozwolił mi się zorientować, że mam do czynienia z grupa entuzjastów znakomicie przygotowaną do rozwijania swojej pasji. Zrobił na mnie wrażenie rodzinny charakter tego zespołu. Żegnałem się z nimi po kilkuminutowej rozmowie pełen niedosytu. 
- Droga wzywała!

Pokonanie pogóra w okolicach Ciechocina postanowiono udokumentować personalnie! Osobiście nie mogłem się pochwalić, że na kołach wspięto się na sam szczyt - co jak widać niektórym ambitnie się udało.












Planowe zwiedzanie wnętrza kościoła nie było możliwe z uwagi na mszę. Gęsta mżawka zachęciła nas jednak do nieinwazyjnego schronienia się w kruchcie.


Przyległy pałac biskupi jak się okazało nie posiadał już dawnego zamożnego charakteru, ale ślady minionej świetności dało się zaobserwować. 

Herb umieszczony nad wejściem i...

...gotyckie piwnice to były dwa mocne punkty w tej części wycieczki.

Wreszcie dotarliśmy do młyna w Dulniku. 

Pełna relacja fotograficzna z wyprawy "Skołowanych" do młyna znajduje się tutaj.

Uprzedzam o tym zawczasu, bo po dotarciu do celu głównego - jakim była ta osada młyńska - dalej pojechałem już swoją drogą.

...ale póki co oprowadzanie trwało. Tym cenniejsze, że przewodnikiem był potomek właścicieli tego młyna.

To jest właśnie ta wartość dodana towarzysząca wycieczkom "Skołowanych"

Podziękowawszy za oprowadzanie ruszyłem swoim tropem. To było trochę na wyczucie co ostatnio zdarza mi się dosyć często. No, jest ten dreszczyk emocji: trafię od razu na właściwą drogę czy dopiero za parę dodatkowych kilometrów?! 
- Trafiłem.

Po drodze były malownicze grzyby o zerwanie których nawet się nie pokusiłem.

Początkowo był zamiar aby dojechać tego dnia 100 km, ale tą razą odpuściłem: rodzina wezwała!

Był więc odwiedzony Golub - Dobrzyń z niezwykłą budowlą pod drodze. No, zatkało mnie na ten niezwykły widok!

Jakiż ambitny musiał być zleceniodawca tego obiektu! 
- Kimkolwiek nie byłby ten faraon to okoliczna ludność na pewno mu tego obiektu "Straży Pożarnej" nie zapomni :-) 

W pogodnym nastroju dotarłem spiesznie do Torunia.

"Rubinkowo" przywitało mnie hucznie, ale nie było czasu aby delektować się ludowym festynem.

Jeszcze tylko ostatnie spojrzenie na symboliczną scenę i... po dotarciu do domu można było odtrąbić (na 86 km)  zakończenie wycieczki.


Podziel się