Aby umknąć z domu na pół dnia to dla nas - ludzi rodzinnych - trzeba mieć powód. Najlepiej ważny bardzo. Otóż szczęśliwie przypomniałem sobie, że w mieście Chełmno od miesiąca czeka w Szpitalu na odebranie pewien ważny dokument.
No więc tak i tak, dokument czeka a benzyny wypalać nie ma po co skoro jest rower.
- Przejadę się ważną sprawę załatwiając!
No więc tak i tak, dokument czeka a benzyny wypalać nie ma po co skoro jest rower.
- Przejadę się ważną sprawę załatwiając!
Tak to znalazłem się na ścieżce unisławskiej. Wcześniej nie obeszło się bez wyrzekania, że po co, że upał, że spójrz w lustro i kalendarz oraz tak dalej.
Wszystkie te argumenty miały raczej charakter rytualny, bo przecież wiadomo, że do Chełmna to przynajmniej raz do roku trzeba pojechać!
- Tak się przecież dzieje już od niepamiętnych czasów!
Po niewątpliwie zapchanym weekendzie poniedziałkowa ścieżka była bezludna. Ot wiewiórka przeskakała w poprzek drogi, ot sarenka spojrzała wilgotnym wzrokiem na rowerzystę... .
Uprawiając swój slow - riding był czas na porozmawianie z lokalsami czy zrobienie jednego i drugiego zdjęcia w Gzinie Górnym.
- I niech pan pamięta, aby w Borównie, przy kapliczce się zatrzymać!
Szalona jest ta górka z Gzina Górnego do Dolnego! A tam już czekał, urokliwy pałacyk Gargamela zachwycając swoją cygańską urodą.
O tej przydrożnej kapliczce (Pieta z Borówna) wcześniej wspomnianej w luźnej rozmowie pamiętano! Kto nie zna jeszcze legendy związanej z jej odkopaniem niech to naprawi.
Tym razem górkę w Starogrodzie (Hi! Hi! Ładna mi górka!) pokonywałem dzielnie z (niekiedy) sporym z konieczności stopniem wzmocnienia, ale jednak na własnych pedałach!
- Wspiąłem się na nią rzężąc płucami, ale się dało!
Po takich wrażeniach prosto z Kałdusa widok chełmińskiego kościółka św. Mikołaja przyjęto z pewną ulgą.
Do samego Szpitala po odbiór kwitu trafiłem pięć minut przed piętnastą... .
- No miało się to szczęście!
Teraz można już było, zrealizować drugi ważny a stały punkt pobytu w Chełmnie: odwiedzenie Klasztoru na Dominikańskiej 40!
Pamiętając tragedię związaną z koronawirusem w Klasztorze byłem pełen zrozumienia jednak nie omieszkałem sprawdzić czy aby na pewno "nie można".
W końcu mi przecież nie o zwiedzanie chodzi, ja tylko przecież na niedługo, jak co roku od kilkunastu lat... .
Siostra furtianka popatrzyła na mnie ze zrozumieniem i przejęta argumentem, że tylko TAM i (być może mnie pamiętając) wyraziła zgodę "skoro tylko na niedługo".
Trafiłem TAM, ale z uwagi na cel i przez szacunek dla modlących się sióstr (było wystawienie Sakramentu) we wnętrzu zdjęć nie zrobiono, chociaż pokusa była!
Póki musiał wystarczyć znajomy dziedziniec, znajomy korytarz i...
Póki musiał wystarczyć znajomy dziedziniec, znajomy korytarz i...
A tam piękna perspektywa ulicy Dominikańskiej i (wizytówka Chełmna) gotycki ratusz w renesansowej szacie... .
Jakoś nie miałem ochoty na odwiedzanie nigdy nie widzianych tych akurat fortów. U nas mamy ich pod dostatkiem, a na dodatek takie Muzeum Fortyfikacji toruńskich nadal jeszcze jest nie odwiedzone.
Nie na wszystko więc zwracając uwagę uprawiano swój slow - riding zatrzymując się w miejscach naprawdę ważnych.
Powrót ścieżką unisławską był bajkowy! Żar lał się nadal z nieba, ale zielony tunel pozwalał jechać komfortowo.
Świerczynki swoim pięknym punktem odpoczynkowym ogłosiły zbliżający się koniec wyprawy. Po dojechaniu do domu piątka setka w tym sezonie dobiegła końca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz