Mimo niesprzyjającej zapowiedzi pogodowej na popołudnie do centrum Ziemi Chełmińskiej się udano.
Kto nie wierzy, że ono Wąbrzeźno tak właśnie na mapie położone jest niech się mapie tejże Ziemi uważnie przyjrzy.
Choć pogoda była piękna tego ranka to dla odmiany piaski okazały się ciężkie, a miejscami ciężkie bardzo.
Jakąś linię kolejową bokiem ominąłem, jakiś nieznany ciek wodny kątem oka zarejestrowano... .
Straciwszy rozeznanie gdzie jestem kościółek w Kiełbasinie przywitałem prawie ze łzami radości w oczach :-)
Niepomny srogich doświadczeń - myśl aby akumulator starannie potestować kontynuowana była.
Na widok Dźwierzna przypomniała mi się prawidłowa wymowa tej miejscowości: Dźwierzno a nie fonetycznie Dźwieżno.
Nazwa wioseczki wzięła się stąd, że wiatr z za dźwier (czyli staropolskich drzew) tam duł nieznośnie... .
Niemniej jednak oprócz coraz częstszych gospodarstw farmerskich (silosy, potężne ciągniki, kombajny przeróżne pracujące i zaparkowane w rozległych garażach) widać jeszcze zwykłe bieda gospodarstwa rodzinne... .
Natomiast zupełnym zaskoczeniem było kolejne świadectwo rozwoju tego małego miasteczka.
(Żeby nie było: pomnik na rynku jest jaki jest i każdy to widzi!)
Gdzieś tam na obrzeżach Miasta już wcześniej zauważono dostatnie domy jednorodzinne (jeszcze niespecjalnie rezydencjalne, ale) okazałe.
Hitem obecnej wizyty w Wąbrzeźnie okazał się dopiero co zbudowany (i właśnie kończony!) r o z l e g ł y plac zabaw!
Takiego natłoku bujaczek, pól do mini-golfa, plątanin linowych, ramp dla deskorolkowców i hulajnogowców (oraz dziesiątków innych urządzeń do zabawy) nawet miasto Toruń nie widziało!
U nas te wszystkie siłownie na wolnym powietrzu są jakieś takie mikro, na odczep, wymuszone, takie aby odfajkować. A tutaj?!
Inwestycja ta z rozmachem godnym Budżetu Obywatelskiego (jak z dumą poinformowała mnie Sympatyczna Pani) powstała!
* * *
W drodze powrotnej do Torunia: kropiło, padało, lało i zacinało. Także zawiewało, wiało i huraganiło. A wszystko to w coraz niższej temperaturze... .
W końcu odpuściłem sobie. Przystanek w wiejskim sklepiku na 20 minut podniósł mi morale oraz uzupełnił zawartość pustego już akumulatora.
Przed Toruniem Pan Policjant pouczył mnie, że jak jest ścieżka rowerowa to nią jechać należy, z czym się ochoczo zgodziłem przyjmując wytyk z pokorą.
Nie żaląc się - z kronikarskiego obowiązku jeno - wspominam o błockach drogowych które skrajami szosy przyszło pokonywać w odpowiednio wielkim trudzie.
Na widok Dźwierzna przypomniała mi się prawidłowa wymowa tej miejscowości: Dźwierzno a nie fonetycznie Dźwieżno.
Nazwa wioseczki wzięła się stąd, że wiatr z za dźwier (czyli staropolskich drzew) tam duł nieznośnie... .
Lokalni mieszkańcy urządzili na przyległym placyku gdzie ruiny są ładnie wyeksponowane miłe miejsce postojowe.
To jest jedna z tych rzeczy, które coraz częściej (oprócz coraz większej liczby wiejskich ścieżek rowerowych) na terenach gminnych daje się zauważyć.
Niemniej jednak oprócz coraz częstszych gospodarstw farmerskich (silosy, potężne ciągniki, kombajny przeróżne pracujące i zaparkowane w rozległych garażach) widać jeszcze zwykłe bieda gospodarstwa rodzinne... .
Natomiast zupełnym zaskoczeniem było kolejne świadectwo rozwoju tego małego miasteczka.
(Żeby nie było: pomnik na rynku jest jaki jest i każdy to widzi!)
Gdzieś tam na obrzeżach Miasta już wcześniej zauważono dostatnie domy jednorodzinne (jeszcze niespecjalnie rezydencjalne, ale) okazałe.
Hitem obecnej wizyty w Wąbrzeźnie okazał się dopiero co zbudowany (i właśnie kończony!) r o z l e g ł y plac zabaw!
Takiego natłoku bujaczek, pól do mini-golfa, plątanin linowych, ramp dla deskorolkowców i hulajnogowców (oraz dziesiątków innych urządzeń do zabawy) nawet miasto Toruń nie widziało!
U nas te wszystkie siłownie na wolnym powietrzu są jakieś takie mikro, na odczep, wymuszone, takie aby odfajkować. A tutaj?!
Inwestycja ta z rozmachem godnym Budżetu Obywatelskiego (jak z dumą poinformowała mnie Sympatyczna Pani) powstała!
* * *
I tu relacja moja się urywa, albowiem spełniło się proroctwo anonimowego meteorologa!
W drodze powrotnej do Torunia: kropiło, padało, lało i zacinało. Także zawiewało, wiało i huraganiło. A wszystko to w coraz niższej temperaturze... .
W końcu odpuściłem sobie. Przystanek w wiejskim sklepiku na 20 minut podniósł mi morale oraz uzupełnił zawartość pustego już akumulatora.
Przed Toruniem Pan Policjant pouczył mnie, że jak jest ścieżka rowerowa to nią jechać należy, z czym się ochoczo zgodziłem przyjmując wytyk z pokorą.