poniedziałek, 10 sierpnia 2020

Południowa Droga Jakubowa - Dzień 11_URAD - MIĘDZYRZECZ_88 km (2182)

Noc przyszła spokojnie. Spałem jak suseł. Wczesna pobudka (o której to było?!) i sprawne śniadanie pozwoliły z werwą rozpocząć dzień.

Z uwagi na padający deszcz mogliśmy sobie pozwolić na leniwe planowanie drogi. To przedyskutowanie wariantowych tras (przy okazji patrząc na obrusowe koguciki) potem nam bardzo pomogło. Nie miało jednak wpływu na pogodę, bo deszcze co raz to dawały się we znaki!

W Starościnie nie udało nam się spotkać ani z księdzem proboszczem ani nawet z wikarym. Także dzwonki telefoniczne milczały i nie odpowiadały.

Za to za to w Ośnie (gdzie było tak samo) odbyła się ciekawa rozmowa z pracownikami którzy naprawiali dach na kościele.


Właśnie tam zwrócił naszą uwagę kościół pw. św. Jakuba w bardzo złym stanie, gdzie akurat fachowcy prowadzili prace ratunkowe.

Mieli jakąś niewiarygodnie wysoką drabinę co zauważono z podziwem. Od niej właśnie zaczęła się krótka rozmowa na temat ich pracy.

Chyba wyrażony szacunek i prawdziwy podziw dla tego co robią zostały docenione, bo ich mistrz wpuścił nas na chwilę do kościoła!

To jest kościół św. Jakuba więc faktycznie dobrze będzie jak was pielgrzymów jakubowych wpuszczę ...ale pamiętajcie: tylko na chwilę!






Jak ustalono tak się stało. Krótka chwila skupienia i równie krótka sesja fotograficzna zakończone zostały naszymi podziękowaniami.
- I ruszyliśmy w drogę.

W pewnym momencie (na 2 km przed Grochowem) trzeba było schować się do przydrożnej restauracji na obiad, bo tam przed Międzyrzeczem padało już dolegliwie.

Stąd wzięły się dwie godziny przerwy. Sympatyczny i rozmowny gospodarz zajazdu pokazał nam swój wspaniały motocykl trójkołowy i równie rewelacyjną przyczepę kempingową. Czas spędziliśmy miło i przyjemnie. Dało się odpocząć.

Kiedy deszcz już całkiem zelżał ruszyliśmy do  Międzyrzecza z kopyta ścigając się. Piotr wyraźnie dawał czadu lepiej ode mnie. Co zdążyłem uciec to on mnie na nowo doganiał. Później zorientowałem się, że choćbym nie wiem co robił by go przegonić to nie dam rady! Napędy naszych rowerów różnią się ilością kółek zębatych dając fory Piotrowi.

To był naprawdę spory wysiłek gdy dojechaliśmy do Międzyrzecza. Po przyjechaniu powtórzyło się story z wczorajszego dnia! Deszcz natychmiast przestał padać gdy dojechaliśmy. Nie powiem, że pojawiło się piękne słońce ale zrobiło się ładniej.

Hotel "Piastowski" wcześniej załatwiony a' 50 zł od głowy okazał się w samym centrum miasta. Zaoferowano nam standard w zupełności wystarczający: duży przestronny i czysty pokój, takoż wyglądającą pościel i do tego prysznic. Gniazdka i schowanie dla rowerów były w pakiecie.

Potem już tylko kolacja i odpoczynek.


Brak komentarzy:

Podziel się