Zaplanowano jak zawsze wczesną pobudkę tak ażeby o 6:45 być już spakowani i gotowi do wyprowadzenia rowerów całkowicie przygotowanych do drogi.
Potem udział w porannym nabożeństwie i już tylko żwawe pedałowanie. Jechaliśmy tak szybko, że w Okoninie tylko błysk jeziornych wód kątem oka dało się zauważyć... .
...ale górki w Ciechocinie to już nie sposób było nie zauważyć i dolegliwie odczuć!
Spieszyliśmy się tak aby na Anioł Pański zdążyć do miejsca spotkania w Toruniu. Tam na skrzyżowaniu Jamontta i Szosy Lubickiej miał czekać na nas (i czekał!) rodzinno - towarzyski komitet powitalny :-)
Przy wymarzonej pogodzie - ani za zimno ani za gorąco - droga okazała się bajeczna. Cicha i spokojna, wszystko utwardzone i z dala od ruchu o wielkim natężeniu. Te ostatnie kilkadziesiąt kilometrów pokonywaliśmy z cichą radością i wielką uwagą. Wiadomo, że sporo wypadków dzieje się na ostatnich kilometrach. Co rusz to sobie przypominaliśmy.
Ten pomysł Piotrowy z komitetem powitalnym wspaniale zagrał i wszystko odbyło się tak jak zaplanowano - co opisano w następnej notce.
Spieszyliśmy się tak aby na Anioł Pański zdążyć do miejsca spotkania w Toruniu. Tam na skrzyżowaniu Jamontta i Szosy Lubickiej miał czekać na nas (i czekał!) rodzinno - towarzyski komitet powitalny :-)
Przy wymarzonej pogodzie - ani za zimno ani za gorąco - droga okazała się bajeczna. Cicha i spokojna, wszystko utwardzone i z dala od ruchu o wielkim natężeniu. Te ostatnie kilkadziesiąt kilometrów pokonywaliśmy z cichą radością i wielką uwagą. Wiadomo, że sporo wypadków dzieje się na ostatnich kilometrach. Co rusz to sobie przypominaliśmy.
Ten pomysł Piotrowy z komitetem powitalnym wspaniale zagrał i wszystko odbyło się tak jak zaplanowano - co opisano w następnej notce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz