. Po przyjściu z Miasta obok łóżka postawił swoją skórzaną teczkę. Położył się na łóżku i zakrył sobie twarz kapeluszem. Kiedy go znaleziono ręce jak należy miał starannie zaplecione... .W sekretarzyku znaleziono zaadresowane do przyjaciół, rodziny i znajomych zawiadomienia o jego odejściu wypisane starannym kaligraficznym pismem.
obok Niego pochowano osobę o nazwisku Piekło. Kiedy niedawno odwiedziłem to miejsce zobaczyłem, że teraz ma już innego sąsiada, o nazwisku Tęcza... .
Gdy odszedł Jego obszerne mieszkanie
- w solidnej mieszczańskiej kamienicy przy ulicy Kolejowej – splądrowali jego krewni, o których nikt dotąd nie wiedział. Zabrano wszystko co się dało: pianino, zegar z kurantami, solidne meble, dywany, czy ciężkie zasłony... . Nie było tylko komu posprzątać pomieszczeń by ostatecznie przekazać je właścicielowi... .
Moja Mama po uporaniu się ze śmieciami które pozostały po rabunkowej wizycie nieznanych nam krewnych i bliskich znajomych
(był Jej dalszym kuzynem) przyniosła parę rzeczy na których nikomu nie zależało a które trafiły na nasz obszerny strych.
Znalazła się tam dziwaczna walizka
(jedna z drugą) oklejona w obcych językach, jakieś staroświeckie ubrania, które całe wieki potem nadal przewalały się na strychu naszej kamienicy, parę zdjęć i wreszcie ten Obraz.
W parę miesięcy potem
– po moim przeniesieniu się do Torunia – usłyszałem kolejną rodzinną opowieść. Otóż dawniej był taki zwyczaj w Familii, że jak ktoś wychodził z Domu rozpoczynając życie na własny rachunek to zabierał ze sobą Coś. Mi trafił się mały
(jakby) srebrny
"Nożyk z krasnoludkiem" pamiętający czasy przedwojennej świetności Familii.
Ktoś tam się dopatrzył wspomnianego krasnoludka, ale tak naprawdę to nikt do dzisiaj nie potrafi odczytać skomplikowanego przekazu znajdującego się na tym narzędziu do obierania warzyw.
- Konia z rzędem, pizzę, spory worek dukatów oraz ręka pięknej księżniczki temu co potrafi odcyfrować!
Mając niedosyt łączności z Rodziną w nowym miejscu poprosiłem o ten Obraz. Znalazłem go na strychu na stosie starych przedwojennych walizek, przyciśniętego kaloszami... . Obszedłem więc Familię prosząc o zgodę na zabranie artefaktu. Bliskie mi osoby widząc jak z obrazu o połamanych detalach z okazałej ramy sypie się próchno
(celowo nim potrząsałem) poprosiły mnie abym czym prędzej zabrał go.
-
No to zabrałem.
Historia z jego odnowieniem to już osobne story! Powszechnie szanowana toruńska firma z artykułami dla artystów niebacznie wtedy wystawiła reklamę, że oni to „stare ramy odnawiają”. Byłem ich chyba pierwszym i zarazem ostatnim klientem.
Jak nam później relacjonowano rama okazała się skomplikowana w budowie i niezwykle pracochłonna w rekonstrukcji. Ponoć konserwatorzy przeklęli ten obraz z zadania jednakże wywiązując się starannie.
Detale uzupełniono, rozpadającą się ramę powiązano trójkątnymi narożnikami. Przy okazji znaleziono wklejkę po niemiecku informującą, że obraz „przedstawia Kaizerin z dziećmi” który to staloryt został ufundowany dla członków wspierających Królewskie Towarzystwo Przyjaciół Sztuk Pięknych w Berlinie z siedzibą w Wiedniu... .
Po stalorycie nie było ani śladu a znajdujący się wewnątrz pastelowy portret chłopca w marynarskim ubranku cieszy oczy do dziś. Patrząc na niego wspominam wujka Edmunda i nie wypełnioną jego ostatnią wolę.
Czy prawda to czy kolejna legenda, ale podobno pod koniec życia wielokrotnie wspominał o tym, że na swoim nagrobku – oprócz zwyczajowych dat - chce mieć tylko nazwisko i imię oraz następującą sentencję: ŻYŁEM KRÓTKO ALE DOBRZE.
- Familia nie była aż tak nowoczesna aby przychylić się do jego ekscentrycznej, ostatniej woli.
Stąd też (chociaż) tak marnym sposobem – ale jednak! - przychylam się do Jego życzenia.