Nic nie rozumiem z tego co się dzieje! ...ale po kolei.
Po raz pierwszy spotkałem z z nazwą Włęcz tutaj. Mówiąc "Włęcz" nikt nie ma na myśli wioseczki (bo ona nie istnieje) tylko jedyną, znaczącą po niej pozostałość czyli Chatę Kantora.
W trzy lata później pogodnym latem wybrano się tam z okazji oddania osieckiej ścieżki rowerowej.
Wszystko zdało się wtedy być w porządku. Chata ogacona, plandeką zabezpieczona, za skromnym ale jednak płotem zdawała się być bezpieczna.
Na swój dychawiczny sposób żyła i cieszyła się swoim istnieniem na pełen regulator. Ostatni jej lokator byłby zadowolony, że miejsce pamiętane jest, że Chata nie przepadła.
Jeszcze trzy lata temu wziąłem udział w niezwykłym wydarzeniu tam się odbywającym. Panamickiewiczowskie "Dziady" tam odprawiano! Co to było za wydarzenie!
Myślałem wtedy: co za niezwykłe miejsce! Jakie wielkie szczęście, że mogłem brać udział w tym nie lukrowanym i bardzo autentycznym przedstawieniu... .
I trwał ten Włęcz we mnie uspokojony tym, że niedawno symboliczna uroczystość się tam wydarzyła. Dzwon tam symbolicznie zawieszano czego być świadkiem nie mogłem, ale duchem było się blisko i to owszem-owszem.
W gwarze codzienności stan Chaty umknął mi skutecznie, chociaż solidna relacja prasowa i wieści z witryny TAK TRZEBA były doskonale precyzyjne.
Parę dni temu w poszukiwaniu miejscowych ptaszków w tamtejsze okolice się wybrano. A co zastałem z wielkim żalem pokazuję widząc jak wśród wielu przyjaciół psy zająca zjadły... .
- I wcale nie uspokaja mnie info o tym, że obiekt wpisano tu i ówdzie.
- I wcale nie uspokaja mnie info o tym, że obiekt wpisano tu i ówdzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz