Zaproszenie od Niego przyjąłem z wdzięcznością. I poszliśmy w pola.
Trzymałem się z tyłu a Luna kontrolowała czy nie idę za blisko.
Słońce bawiło się z nami w ciuciubabkę... .
Czarno widziałem ten wypad.
A ON proszę bardzo! Co raz to miał jakiś ptasi czy zwierzęcy temat.
Wiem, no przecież wiem po co podchodził!
Niewidoczna dla mnie sarenka pod lasem zalegała.
Ze zmiennym szczęściem brak faunowych sukcesów próbowałem zrekompensować sobie florą, która pokazała mi się w słonecznym okienku.
W końcu dotarliśmy nad rozlewisko.
Miejsce w samym środku Przyrody zionęło spokojem i ciszą, że aż w uszach trzeszczało niczym licznik Geigera w epicentrum.
Mimo tego zupełnie nie miałem zamiaru pójść w Luny ślady.
Czekałem na światło, czekałem na światło, czekałem na ptaki... .
Od zdjęć robienia przecież jestem tutaj nawet jak światła brak.
I naraz TA-DAM!!! Walnęło o glebę, (o las, o wodę) luksami z całej siły!
Rumor się zrobił z tego światła taki, że z wrażenia wpadłem w popłoch i nie wiedziałem gdzie się obrócić!
Jego życzliwa wskazówka i każdy poszedł w swoją stronę... .
No i tak to się zaczęło!
Kiedy one przyleciały (a nawet kiedy odleciały) świat stał się piękniejszy.
Płynnie zawieszone na niebie pokazały co i jak. Po defiladzie ustąpiły miejsca ptaszkowi o nazwie RYBOŁÓW!
Tak dokładnie to nie wiem czy to on ci jest akurat rybołów czy nie on! Od zdjęć robienia jestem a nie od nazywania! Janusz mi go wskazał, sfotografował i nazwał pierwszy tuż zaraz po Linneuszu.
...i jak się dowiedziałem - ten oto ni to jastrząb ni to sokół - według ostatnich badań jest liczebny w ilości 30 - 70 par w Polsce!
Te oto pokazywane zdjęcia moje ci są więc proszę nieustannie składać mi wyrazy podziwu, poparcia i zazdrości.
- Można się nie krępować!
- Można się nie krępować!
Nie tylko mi opadła szczęka na ten nieoczekiwany sukces... Niektórym zaawansowanym nawet ptasiarzom lata całe schodzą na audiencję u rybołowa, a tu proszę... sam nas odnalazł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz