Nie zawsze - no nie zawsze - można napisać / pokazać laurkę. Tym razem w cholerycznym nastroju czerwono-żółtą kartkę pokazuję, zresztą nie bardzo nawet wiadomo komu.... .
Pretekstem do wygłoszenia filipiki jest kościół w Bysławiu (spora wioseczka przy drodze Świecie - Tuchola) który odwiedzono jak na razie dwa razy.
Pierwszy raz (prawie w locie) obszedłem go dookoła zauważając jeno kapliczkę poświęconą św. Hubertowi.
Zwrócono uwagę także na informacje dziękczynne, które mnie zaskoczyły. Czas naglił, kościół był zamknięty więc bezrefleksyjnie (nad tymi informacjami dziękczynnymi) z uszanowaniem pocałowałem klamkę i pomknąłem dalej.
Drugi raz już nie było tak lekko. Piekląc się - i ledwie zauważając urodę miejsca w którym się znalazłem - coś musiało zostać nazwane i zrobiono to tak.
Z pewnością nieuprawniona jest teza o nadmiernym gratyfikowaniu różnych dobrodziejów. Coś jednak musi być na rzeczy, skoro tak usilnie mi się ten temat na matrycę wpycha.
Rozumiem, że korzystając z różnych funduszy obowiązkiem beneficjenta jest umieszczenie tablicy informacyjno-dziękczynnej za wyrządzone dobro z tytułu skonsumowanego na renowację grantu.
- I tu żadnego zdziwu nie ma.
- I tu żadnego zdziwu nie ma.
Jednakże każdorazowe umieszczanie przy każdej wykonanej pracy nazwiska wykonawcy uznaję w swym oburzeniu za w pełni uprawnione! No bo to jakże tak: kasę dany wykonawca zgarnął? Zgarnął! To jakim prawem jeszcze dożywotnią dla danej tablicy reklamę ówże chytry "dobrodziej" ma?!
I wcale mnie nie przekonuje wątpliwej jakości argument, że "Unia wymaga" albo, że "2,50 za coś mniej" zapłacono. Nie ma usprawiedliwienia dla bezwstydnego reklamowania się w ten sposób na obiekcie sakralnym.
To samo jest ze sponsorami. I tu - z przykrością, ale - wrzucam drugi kamlot do coraz bardziej lubianego przez mnie regionu. Rozjeżdżając się po tucholskich okolicach co raz to natrafiam na podobną sytuację, że np. każdy witraż natrętnie ozdobiony jest nazwiskiem fundatora! Przegięcie to jest i tyle. Ile razy można odbierać nagrodę za to samo?!
Jedna tabliczka by wystarczyła, że: "staraniem tego a tego dobroczyńcy powstało to i to i jeszcze tamto". I szlus! A nie na każdym obiekcie / witrażu osobno wołami wypisane komu się dozgonna (i to po wielokroć!) wdzięczność należy.
Takie nachalne domaganie się zapamiętania dobroczyńcy odbieram jako rzecz nie tylko niesmaczną, ale wręcz wysoce niemoralną. Zło trzeba nazwać po imieniu:
- KOŚCIÓŁ TO NIE SŁUP REKLAMOWY.
- KOŚCIÓŁ TO NIE SŁUP REKLAMOWY.
Aby nie było na mnie, że tylko gderam - jak widać pozwoliłem sobie obiektywem zauważyć - że sporo dobrego wokół i w środku świątyni zrobiono. Chociaż... .