niedziela, 7 maja 2017

Papugowe porady 2/2 (1802)

Nie przesadzając z samobiczowaniem muszę się przyznać: zabłądziłem w Bydgoszczy! Na szczęście już po 45 minutach znalazłem się tam gdzie trzeba :-)

Szukając papugarni jeździłem po Toruńskiej i okolicach w te i nazad bez skutku próbując dotrzeć na miejsce... . W końcu odnalazłem szukany pawilon, ale nie tylko.


Po powrocie do domu trafiła mnie odpowiedź na dręczące pytanie: czego nauczyła mnie ta wyprawa? (Każdy wyjazd do B. to wyprawa!)

Magicznym słowem okazało się słowo: POKORA. Czym innym jest śmiganie po obcym mieście wzdłuż wydeptanego kołami kopytnika (na lotnisko i z powrotem) a czym innym dotarcie z punku "Tor" do punktu "Pap".


Na szczęście chociaż nieco zagubiony (i tutaj!) już od samego początku - dzięki życzliwości personelu - zostałem poprowadzony za rączkę w kierunku lepszego zrozumienia ptaków.


Warto zauważyć, że opisy w recepcji najpierw czytać było trzeba a nie od razu do ptaków lecieć! One na gości czekają cierpliwie.

W tym całym papaugarnianym pobycie było jeszcze coś bardzo dla mnie ujmującego: LUDZIE.
...i to ci odwiedzający i sam personel.

Życzliwi na widok aparatu, nie broniący swojego widoku, przychylni i dopatrujący się dobrych intencji w Tym Starszym Panu Z Aparatem.
- I jestem im za to po prostu wdzięczny.

Ogólnie? Pobyt w ptaszarni to była jedna wielka i nieustająca frajda!
- A jak wielka?
Proszę sobie popatrzeć!

PS. Gdyby ktoś w tych nazbyt - jak na mnie łaskawych słowach  - próbował się domyślać różnych takich tam OŚWIADCZAM ŻE: żadnych ulg mi nie przyznano: pełną sumę za bilet zapłaciłem z własnej kiesy! 
- Warto było.


















Podziel się