O tym klasztorze w Bysławku słyszałem nie raz! Nazwa co raz obijała mi się o uszy, ale jakoś nie było dotąd dobrej okazji aby go odwiedzić.
Aż tu razu pewnego a niedawnego... . Słonecznie było, świat wydawał się taki młody i piękny, a sił na zapoznawanie się z jego cudami było wystarczająco dużo.
Jeśli nie teraz to kiedy? - pomyślano. No i tym sposobem trafiłem do klasztoru szarytek, sióstr miłosierdzia, zakonu im św. Wincentego a Paolo.
Jeśli nie teraz to kiedy? - pomyślano. No i tym sposobem trafiłem do klasztoru szarytek, sióstr miłosierdzia, zakonu im św. Wincentego a Paolo.
Tak, to ten sam zakon co w Chełmnie. W dawnych czasach - właśnie w Bysławku - siostry miłosierdzia szukały tu ucieczki przed szalejącą zarazą w Chełmnie. Mór przeszedł a siostry zakonne po wielu zmiennych kolejach losu zostały tu w tym oddalonym od głównego traktu miejscu. I właśnie do nich trafiłem.
- Ażeby odwiedzić klasztor to do kogo muszę się zwrócić? - Te słowa zadane pierwszej napotkanej siostrze zakonnej poskutkowały odpowiedzią;
- Jak to do kogo?! Do Siostry Przełożonej proszę!
- Jak to do kogo?! Do Siostry Przełożonej proszę!
Odprowadzany ciekawym spojrzeniem wszedłem do ciemnej i wysokiej sieni... .
- Jest tam ktoooo? Czy jest tu gdzieś Siostra Przełożona?!
- Jestem jestem, tu na górę proszę!
- Jest tam ktoooo? Czy jest tu gdzieś Siostra Przełożona?!
- Jestem jestem, tu na górę proszę!
Drapię się po jakichś niebotycznych, skrzypiących schodach. I przyciszonym naraz głosem witam się się wchodząc do wysokiej sali. A świat cały stoi w szklanej ciszy zatopiony. Jakiś pyłek w promieniach słońca wiruje. Czas stanął w miejscu jakby naraz wszystkie zegary zardzewiały.
Siostra Mortęska (ta w kornecie na obrazie) przyjrzała mi się uważnie. Widać rozpoznano, że intencje moje były czyste a zamiary szlachetne. Siostra Przełożona skinieniem dłoni wskazała miejsce przy długim stole... .
Siostra Mortęska (ta w kornecie na obrazie) przyjrzała mi się uważnie. Widać rozpoznano, że intencje moje były czyste a zamiary szlachetne. Siostra Przełożona skinieniem dłoni wskazała miejsce przy długim stole... .
Jestem z..., chciałbym... zależy mi na... zdjęcia i fotografie. Nie wiem dlaczego, ale te wymienione powody zwykle dla mnie mające aż tak wielkie znaczenie teraz zmalały w obliczu uważnego spojrzenia. Cisza.
- Tak, oczywiście, że tak! Można - zapraszam. Proszę tam po tych schodkach! Tam się na chór wychodzi a potem to już na dół, do naszej kaplicy. Miłego zwiedzania życzę.
Siostra na dole przygotowująca ołtarz do wieczornej mszy i spiesząca się na transmisję z papieskich uroczystości dzielnie dotrzymywała mi towarzystwa z własnej woli odpytując czy aby na pewno wszystko i dokładnie sfotografowałem.
Dobrze jest się czuć gościem pożądanym, takim który zjawił się o właściwej porze we właściwym miejscu... .
Pod koniec pospiesznego dokumentowania wnętrza (Nie można nadużywać gościnności - wszak niezapowiedzianym gościem prosto z ulicy byłem!) dotarło jeszcze do mnie, że ten oto obraz (tak ten!) jest pędzla znanego malarza (?) i niedawno został sporym nakładem odrestaurowany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz