Wszyscy w Tucholi i okolicach znają tą legendę, ale tylko nieliczni zapoznali się z jej pełną wersją. A całość brzmi tak.
Św. Małgorzata z Antiochii w średniowieczu należała do znanych i popularnych świętych. Przedstawia się ją z deptanym smokiem na łańcuchu. Zwykle w jednej ręce trzyma krzyż a w drugiej ma gołębia.
Jej wizerunek figuruje w herbach wielu polskich miast, jak Tomaszów Mazowiecki czy Golub-Dobrzyń. W Tucholi tego herbu używano od XIV do XIX w. Współcześnie do tej tradycji powrócono od 1992 r. Zachowując wszelkie reguły prawa kanonicznego dopiero wtedy św. Małgorzata została oficjalną patronką miasta - czego ku zdumieniu mieszkańców - wcześniej nie było.
Chociaż nigdy nie była królową zwykle ma koronę na głowie. Często też przedstawia się ją z gołębiem. Ze względów estetyczno-technicznych to jest gołąb, bo tak naprawdę to powinien być łabędź.
- I to złoty łabędź!
- I to złoty łabędź!
A wszystko to na wspomnienie cudu jaki się zdarzył za jej sprawą. Legenda głosi, że ówże miał się zdarzyć podczas oblężenia miasta. To ponoć za radą Św. Małgorzaty obrońcy dobrze ufortyfikowanej miejscowości (którą można było tylko wziąć głodem) zaczęli wroga wrzącą kaszą polewać a miotać w niego bochny twardego chleba.
W owym czasie był zwyczaj, aby tuż po zbiorach mnóstwo chleba na zapas wypiekać. A one chleby czarne i twarde były! Po paru tygodniach siekierą je rąbać przychodziło a w gorącym mleku przed spożyciem zanurzać... .
I tymi właśnie twardemi chleby wraże wojska porażono szczodrze! Nieprzyjaciele widząc, że miasto stać na obronę w taki żywnościowy sposób od ataków odstąpili.
Do tego miejsca większość osób zna tą legendę. ...ale co było dalej?! Co się stało z owym pieczywem?
Do tego miejsca większość osób zna tą legendę. ...ale co było dalej?! Co się stało z owym pieczywem?
Cytuję za miejskim pisarzem tamtego średniowiecznego czasu, niejakim Mateuszem z Tucholi: "Wróg zaskoczony chlebowym atakiem zgłupiał na to doszczętnie! I rzekli byli sobie następująco: ...bo jakże to tak? My w nich z kartaczy, bombard i innych kulomiotów a oni w nas pieczywem wszelkim?!
Powstało wtedy wielkie zamieszanie i - ku radości obrońców miasta - odwrót ogłoszono. Po tym też czasie ciury obozowe przeciwnika widząc sterty chleba na zamkowym przedpolu zaczęli je zbierać, aby po wysuszeniu koniom podawać. Znaczy się suchy chleb dla koni zbierali. ...ale i to nie było wrogowi dane!
W pewnej chwili pojawiły się chmary złotych łabędzi, które to pieczywo zostało przez nich co do okruszka wyzbierane, aby się nic wrogowi nie przydało. I dopiero teraz nieprzyjaciel ostatecznie zobaczył, że miasto nie tylko jest dobrze zaopatrzone, ale i wsparcie sił nadprzyrodzonych ma za sobą... .
Drogi turysto! Jeśli kiedykolwiek trafisz do Tucholi teraz już będziesz wiedział skąd się wziął pomnik złotych łabędzi na rynku. Podobno pogłaskanie po głowie (koniecznie!) każdego z nich od kłopotów, - szczególnie tych o charakterze finansowym - skutecznie uwalnia, ale tego to już bym nie potwierdził.
- Chociaż spróbować nie zawadzi... .
- Chociaż spróbować nie zawadzi... .
PS. Dzisiaj już łabędzi chlebem nie karmimy! W ten sposób może zostać zakwaszony ich organizm co skutkować będzie deformację skrzydeł. Jeśli ktoś nie wierzy niech sprawdzi w Wikipedii termin "anielskie skrzydła".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz