Kocham, lubię i szanuję miasto moje a w nim ludzi tu żyjących! Ino cholera mnie bierze jak mam zaparkować gdzieś w centrum na płatnym, miejskim parkingu.
A bierze mnie ona trzęsiączka na dwa sposoby.
Po pierwsze zamiast dawnego wpłacił - dostał kwitek i poszedł teraz muszę pracowicie zapoznawać się z mało czytelnym interfejsem, oraz regułami w posługiwaniu nim się.
I tu się pojawia po drugie. Otóż, po drugie muszę się władzom miasta spowiadać na piśmie gdzie jestem. Niczym innym jak tylko zawiadamianiem o miejscu swojego pobytu jest przecież mozolne wklepywanie numeru rejestracyjnego swojego pojazdu co obowiązkowe jest aby dostać parkingowy bilet.
Nie przemawia do mnie kłamliwe twierdzenie miejskich urzędników, że to dla mojego dobra. I że personalizacja biletów zapobiega przekrętom, bo ktoś wcześniej może odjeżdżając przekazać niewykorzystany czas oddając komuś bilet... . Łomatko! Tego betonu to nawet nie sposób komentować.
Twierdzę, że personalizacja biletów parkingowych - narusza moje prawo do prywatności. ...bo w końcu: co jakiegoś drobnego (albo i nie!) czynownika w magistracie obchodzi gdzie, kiedy i za ile zaparkowałem?!
Tylko nie mówcie mi, że to dla mojego dobra! Spółdzielnia która od lat rządzi miastem (pozdrawiamy towarzysza prezesa!) nie pozbyła się starych, socjalistycznych nawyków by kontrolować wszystko i wszystkich. I - co jest nie mniej oburzające - za moje pieniądze.
Jeżeli istnieje jakieś znienawidzone urządzenie w naszym mieście to jest nim z całą pewnością parkomat.
* * *
Kiedy patrzę na to co opisano powyżej... .
Kiedy patrzę na gołe (niezazielenione od razu po wybudowaniu!) ekrany akustyczne za które zapłacono niebotyczne pieniądze (w porównaniu do zwykłych) to... .
Kiedy widzę jak kolejne setki drzew idą pod topór to...
ZACZYNAM MARZYĆ.
Marzy mi się, że pewnego dnia pojawi się jaki sprawiedliwy który zrobi w naszym miasteczku porządek. Tak się jednak nie stanie, bo czas tytanów już minął. Dzisiaj w pojedynkę nawet Herkules nie da rady. Tłumy są potrzebne.
A bierze mnie ona trzęsiączka na dwa sposoby.
Po pierwsze zamiast dawnego wpłacił - dostał kwitek i poszedł teraz muszę pracowicie zapoznawać się z mało czytelnym interfejsem, oraz regułami w posługiwaniu nim się.
I tu się pojawia po drugie. Otóż, po drugie muszę się władzom miasta spowiadać na piśmie gdzie jestem. Niczym innym jak tylko zawiadamianiem o miejscu swojego pobytu jest przecież mozolne wklepywanie numeru rejestracyjnego swojego pojazdu co obowiązkowe jest aby dostać parkingowy bilet.
Nie przemawia do mnie kłamliwe twierdzenie miejskich urzędników, że to dla mojego dobra. I że personalizacja biletów zapobiega przekrętom, bo ktoś wcześniej może odjeżdżając przekazać niewykorzystany czas oddając komuś bilet... . Łomatko! Tego betonu to nawet nie sposób komentować.
Twierdzę, że personalizacja biletów parkingowych - narusza moje prawo do prywatności. ...bo w końcu: co jakiegoś drobnego (albo i nie!) czynownika w magistracie obchodzi gdzie, kiedy i za ile zaparkowałem?!
Tylko nie mówcie mi, że to dla mojego dobra! Spółdzielnia która od lat rządzi miastem (pozdrawiamy towarzysza prezesa!) nie pozbyła się starych, socjalistycznych nawyków by kontrolować wszystko i wszystkich. I - co jest nie mniej oburzające - za moje pieniądze.
Jeżeli istnieje jakieś znienawidzone urządzenie w naszym mieście to jest nim z całą pewnością parkomat.
* * *
Kiedy patrzę na to co opisano powyżej... .
Kiedy patrzę na gołe (niezazielenione od razu po wybudowaniu!) ekrany akustyczne za które zapłacono niebotyczne pieniądze (w porównaniu do zwykłych) to... .
Kiedy widzę jak kolejne setki drzew idą pod topór to...
ZACZYNAM MARZYĆ.
Marzy mi się, że pewnego dnia pojawi się jaki sprawiedliwy który zrobi w naszym miasteczku porządek. Tak się jednak nie stanie, bo czas tytanów już minął. Dzisiaj w pojedynkę nawet Herkules nie da rady. Tłumy są potrzebne.
Jestem więc realistą: niechby więc chociaż powstał u nas ruch WKURZONYCH NA TORUŃ. Taki prawdziwy, obywatelski. Coby z troską się zajął (nie tylko interesikami kasty urzędniczej) ale tym co na co dzień dławi i dusi obywateli miasteczka naszego.
Na początek można by zacząć od parkometrów. Żeby było prosto i logicznie, bez inwigilacji i szpiegowania własnych obywateli. Aby było bez równych i równiejszych przy zwolnieniach z opłat za parkowanie też.
- No mamy też i taką aferę, mamy!
* * *
A czemuż to DROGI TURYSTO zamieszczono aż tyle szczegółowych zdjęć na temat jednego parkomatu?! Ano dla Twojego dobra! Zamiast na deszczu pracowicie ślepić co też na tej tablicy tutaj i w jakiej kolejności napisano lepiej z tajemnicami toruńskich parkomatów zapoznać się na spokojnie w domu i w kapciach.
I proszę obkuć tą instrukcję starannie i ją raz na zawsze zapamiętać! Aby nie było Was więcej wkurzonych przed tą maszynką do szpiegowania.
A czemu ten news jest dopiero teraz skoro te inwigilatory stoją już jakiś czas? Ano ostatnio przychodzi mi częściej w mieście bywać i oglądać scenki jak to nieszczęśni kierowcy doradzają jeden drugiemu... .
- Amen.
PS. Podobno w Toruniu działają jakieś organizacje NGO.
Żadna z nich nie podjęła tego bolesnego tematu. I się nie dziwię. Będąc na miejskim garnuszku, kto zechce poruszyć drażliwy temat?
Na początek można by zacząć od parkometrów. Żeby było prosto i logicznie, bez inwigilacji i szpiegowania własnych obywateli. Aby było bez równych i równiejszych przy zwolnieniach z opłat za parkowanie też.
- No mamy też i taką aferę, mamy!
* * *
A czemuż to DROGI TURYSTO zamieszczono aż tyle szczegółowych zdjęć na temat jednego parkomatu?! Ano dla Twojego dobra! Zamiast na deszczu pracowicie ślepić co też na tej tablicy tutaj i w jakiej kolejności napisano lepiej z tajemnicami toruńskich parkomatów zapoznać się na spokojnie w domu i w kapciach.
I proszę obkuć tą instrukcję starannie i ją raz na zawsze zapamiętać! Aby nie było Was więcej wkurzonych przed tą maszynką do szpiegowania.
A czemu ten news jest dopiero teraz skoro te inwigilatory stoją już jakiś czas? Ano ostatnio przychodzi mi częściej w mieście bywać i oglądać scenki jak to nieszczęśni kierowcy doradzają jeden drugiemu... .
- Amen.
PS. Podobno w Toruniu działają jakieś organizacje NGO.
Żadna z nich nie podjęła tego bolesnego tematu. I się nie dziwię. Będąc na miejskim garnuszku, kto zechce poruszyć drażliwy temat?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz