Strony
▼
poniedziałek, 21 listopada 2016
Londyn - 6,5/07 - Ichtiander i pingwiny (1710)
SeaLife a inaczej London Aquarium. Drogie bilety, różnorodność
stworzeń i wielopiętrowy (sic!) zbiornik wodny. Do tego szkielet
wieloryba, setki stworzeń, niemożność robienia przyzwoitych
technicznie zdjęć i cały ten fascynujący świat pod stopami,
obok i nad głową,
Schowani za pancernymi szybami oglądaliśmy siebie nawzajem... .
To jest jedno z tych miejsc odwiedzenie których zapada w pamięci
na całe życie.
Przypomniał mi się Ichtiander... . Kto wie kim był, gdzie żył
ten "Diabeł morski"? Kto go w ogóle dzisiaj pamięta?!
Chwilami miałem wrażenie, że z za wielkiego głazu zaraz wypłynie
On, który mimo upływu dziesiątków lat nadal pozostaje takim
samym bohaterem jakim był dla mnie w młodzieńczej pamięci... .
Pożegnani przez byłego mieszkańca Galapagos przeszliśmy do
mroźnej krainy pingwinów. A one oprócz tego, że pozowały to
głównie śmigały pod wodą czego żadnym sposobem nie można
było uchwycić... .
Opuszczaliśmy to miejsce wiedząc, że w snach się wróci tu
jeszcze nie raz.