Mocnym punktem tuż po sali z klejnotami koronacyjnymi była
wizyta w zbrojowni.
Odwiedzając zbrojownię nie sposób było nie zauważyć - z pewną
dozą masochizmu zamieszczonego - specyficznego akcentu
polskiego.
Uśmiałem się jak norka, gdyż był to jedyny element nie-brytyjski
nie tylko w tej sali, ale może nawet w całym zamku!Dalej już było mroczniej i zbrojniej.
Dopiero po pewnym czasie uświadomiłem sobie jak te wszystkie
obiekty były starannie utrzymane. Były "aż za"... . No sprawiały
wrażenie jakby je tuż przed chwilą postawiono, niczym dekoracje
jakieś... . Doskonałość i perfekcja w każdym calu spowodowały
że zęba czasu nie sposób dojrzeć było... .
Ze zdziwieniem zauważono, że zamożność też ma swoje wady :-)
Żegnaliśmy się życzliwie z niezwykłym Przewodnikiem, który
solidnie - przez cały spędzony z nami czas - pracował na swą pensję.
Patrząc od strony Tower na Obły Budynek (będzie już niedługo
o nim mowa!) od strony Bramy Zdrajców przypominają się
przytaczane liczne przykłady jak to łodzie z władcami przez nią
do zamku wpływały, jak ich tam potem ścinano...
Przejście przez Tamizę odbyło się na piechotę
po remontowanym właśnie moście Tower Bridge.
Wpatrując się w przeciwległy brzeg widzimy to mieszanie się
Nowego ze Starym, po to by już teraz zobaczyć na własne oczy
a z bliska ten obły, okrągły i - nie bójmy się tego słowa powiedzieć
- obiekt bez kantów - czyli... Urząd Miasta Londyn!
Uprasza się, aby tych zdjęć nie pokazywać naszym samorządowcom
bo a nuż okaże się, że właśnie dokładnie taki budynek naszym władzom
niezmiernie potrzebny jest.
- No bo skoro inni mają... .
Chociaż w tym braku kantów jest coś pociągającego!
Moc i siła historycznego / współczesnego Miasta dała się
nam odczuć w przedostatni dzień pobytu.