zawczasu udzielając także sobie pozytywnej odpowiedzi.
A pytanie to brzmi: Czyż człowiek w kwiecie wieku
który poczuł moc nadzwyczajną nie ma prawa jej
wykorzystać w słusznej sprawie?!
Tym razem pretekstem stało się sprzyjające oczko
pogodowe oraz nowooddana w naszym miasteczku ścieżka
rowerowa. Dokładniej to ona została zbudowana poza
miastem na trasie Toruń - Osiek ponoć już w zeszłym roku.
Fakt byłby niegodny uwagi zagranicznych i miejscowych
Obserwatorów gdyby nie to co słonko widziało i poza
ścieżką. Trasa przedłużona o 7 km zaprowadziła mnie
do owianej mitami miejscowości Włęcz.
Ta nieistniejąca już dzisiaj wieś, wsławiona jest posiadaniem
legendarnej już chaty, w której a to "Dziady" odprawiane są,
a to "Herodalia" czy też uroczyste "Marzanny topienie"... .
Opis dojazdu do Włęcza brzmi.
Od Złotorii przyzwoita ścieżka asfaltowa powoli zmienia się
w "jakąś". Oznacza to miejscami gładką, choć mocno pylącą
powierzchnię od czasu jesiennego wybudowania znacznie już
zniszczoną. Widać wyraźnie ślady nieprawidłowego jej używania.
A to odciski traktorowych kół, a to ślady końskich kopyt
aż nadto odczuwalne na kierownicy mego jednośladu są... .
- Pozdrawia się okoliczne stadniny koni.
Ponoć nowatorski rodzaj nawierzchni został wymyślony przez
lokalne nadleśnictwo jako cóś co ekologiczniejsze jest od asfaltu... .
No i tym sposobem szykuje się never ending story z utrzymaniem
przy życiu tego cudu techniki drogowej.
Mimo zastrzeżeń natury (póki co estetycznej) trasa Toruń - Osiek
mimo jej pozimowego zapiaszczenia lada jak przejezdna jest,
chociaż zdumienie może budzić sposób jej oznakowania.
- Znakom zakazu proszę przyjrzeć się.
Równolegle do szosy idąca ścieżka również i dlatego nie może się
nawet równać do przepięknej trasy unisławskiej. Tamta idąc dawnym
śladem kolejowym po zniwelowanym terenie wśród pól z dala od
aut wszelkich wśród ptaków ona świergotu bieży.... .
Wracając do obecnej - już bez wybrzydzania - docenimy nawet jej
niedoskonałość na pozostałych do Włęcza 7 kilometrach. Połowę
z tej odległości zajmuje droga czołgowa. Wyłożona płytami po
których tylko (dawno nie widzianymi tu) czołgami wygodnie
jeździć jest.
Pozostałe 3 km to droga gruntowa, która dzieli się na trzy kategorie:
piaszczysta, bardzo piaszczysta i niemożliwie piaszczysta. Miejscami
szkoda tracić sił i lepiej jest na piechotę brnąć po kolana w piasku.
Trudy dojazdu osładza nam widok wspomnianej na początku chaty
włęczowskiej czyli kantorówki. Onaż na wzgórku siłami zapaleńców
przy życiu utrzymywana jest. Ktoś dał płachtę na dach, kilku zaparło
się i ogrodziło, a jeszcze inni robią dobrą robotę parę razy do roku
ożywiając ją ludowymi wydarzeniami.
Szkoda, że nasze Muzeum Etnograficzne z takim zapałem budujące
zespół staro / nowych obiektów olenderskich nic do niej nie ma... .
- Na polityce się nie znam, ale jakaś luka tu mi się widzi.
Acha i jeszcze zespół do MET należących a pięknie na rozstajach
usytuowanych chat w Złotorii mi się przypomina. Ponoć raz do roku
ożywiane one są, na codzień będąc zamkniętymi na głucho przed turystami.
I miejscowymi też. Martwy ten zespół chat zda mi się.
- Pewnie z nimi się-nic-więcej-nie-da- się tak jak to we Włęczu.
Patrząc na to niewykorzystane dobro widzę siebie samego w biało
płóciennym odzieniu jak tam pomieszkuję w złotoryjskich chatach,
a w łapciach i krajką przepasany, wyplataniem koszy się zajmujący.
Na dodatek mógłbym oporządzając krowy i owce (jak to się robi?!)
grać na fujarce i z lipy cuda kozikiem wyrzynać, lub z gliny
- świętym nie będąc - garnki lepić... .
Oderwawszy się nieco od ziemi obiecuję:
a) więcej zimnego mleka prosto z lodówki nie pić (a dobre ono
takie lodowate jest!)
b) kaszel wyleczyć cierpliwością, gorącym mlekiem z miodem
oraz polopiryną.
* * *
Summa summarum: trasę osiecką polecam, z zastrzeżeniem, że
przedłużenie jej do Włęcza jest dla mocno zdeterminowanych lub
nieroztropnych. Do tej ostatniej kategorii zaliczamy i tych pierwszych,
bo kto przy zdrowych zmysłach by przez takie piachy brnął, żeby jakąś
tam starą chatę zobaczyć!?
PS. Czy aby na pewno wszyscy już posiali rzeżuchę?