poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Diabeł w świątyni (1556)

Tak jak co roku (od iluś lat!) się pojechało do Chełmna.

Miasto czekało by je odwiedzić, ale jako, że byłem nie-sam odwiedzono tylko KLASZTOR. A on co roku piękniejszy, przez to, że z każdymi odwiedzinami to ta - to druga część w nim świeżo odrestaurowana, aż serce cieszy się.


Czas spędzony w tym niezwykłym miejscu był jak zwykle prawdziwym przeżyciem. Mimo iż byłem tu tyle razy atmosfera niezwykłości miejsca towarzyszy mi za każdym pobytem, co było i teraz.
- Czy pisałem już kiedyś, że chełmiński klasztor to MIEJSCE PRAWDZIWEJ MOCY?
- Jeśli nie, to teraz tak piszę: TAK.



Po chwilach ciszy i skupienia, po uporządkowaniu myśli wrócono do rzeczywistości, czyli do oprowadzania i robienia zdjęć. Najpierw o tym pierwszym.

Za każdym razem gdy jestem w pobliżu klasztoru i widzę wałęsających się bezcelowo :-) turystów co to by radzi wejść do klasztoru, ale nie wiedzą jak - biorę ich (zwykle z początku opornych) na przewodnicki hol. No i pokazuję im niezwykłości i cuda klasztornych miejsc.

Jest dziedziniec, wirydarz, przejście krzyżackie, Baszta Mestwina, Kalwaria, skarbiec (jeśli siostra przewodniczka była w pobliżu) i przy odrobinie szczęścia nawet taras widokowy z "najpiękniejszym widokiem na świecie".

Tenże widok takim jest z uwagi, że idąc klasztornymi korytarzami, widząc grubaśne mury, będąc przytłoczonym przez niskie mocarne sklepienia na tymże tarasie naraz... ta-dam! - Widok na dolinę Wisły. Panorama to obszerna, rozległa i bezkresna! Przez kontrast więc ten widok z konieczności staje się najpiękniejszym :-) - I nikomu niech nie przeszkadza niestosowny wtręt w krajobrazie jakim jest papiernia w Świeciu ze swymi kominami.

A więc: oprowadzanie tak zwykle wygląda. teraz jednak przed Klasztorem nikogo nie było. Aby tradycji stało się zadość widząc w kościele nieco zagubionych (?) turystów z Gdańska mimo początkowej rezerwy (przyzwyczajony do tego jestem!) zacząłem Ich oprowadzać.

Słabo jakoś mi to z początku szło. Sympatyczna Rodzina składająca się z pięciu osób była jak to zwykle bywa nieco wycofana i nieufna na temat: czego ten gość może od nas chcieć? Szybko przekonali się żem niegroźny i (mimo widocznego u nich zmęczenia) dali się poprowadzić po różnych miejscach ozdobionych słowem wiązanym jak na przewodnika przystało.

Nie obyło się oczywiście bez prezentacji Chrystusa Chełmińskiego i opowieści o marnej doli naszego Chrystusa od Panny Marii zawłaszczonego przez MO.
- Chodzi oczywiście o Muzeum Okręgowe w Toruniu.

Spotkanie z Gdańszczanami zakończyło w miłej atmosferze  paroma zdjęciami, których i tak nie pokażę, co zrozumiałe: prywatna sesja to była. Natomiast pokażę co innego, znacznie bardziej ekscytującego od najsympatyczniejszej nawet a nieznanej Rodziny.
- O dzięki Wam za cierpliwość z jaką znosiliście moje tyrady :-)

Otóż program fotograficzny jaki sobie założyłem na tą wizytę w Klasztorze brzmiał: szczegół, szczegół się liczy! W stosownej chwili przypięto więc nieco dłuższy niż zwykły spacer-zoom - bialutki jak śnieg mały tele 70-200 mając nadzieję na dostrzeżenie nim pięknych obrazów w szczegółach.
- I nie zawiodłem się!

Piękny, uduchowiony obraz Matki z Dzieciątkiem widziany przez mnie tyle razy tym razem pozwolił mi dodatkowo odczuć świętość miejsca. Słodkie putta, skrzydlate bobaski i oranamenta im w barokowym przepychu towarzyszące stanowiły dopełnienie tej skromnej sesji zdjęciowej.



No i w pewnym momencie stało się, czasu zaczęło brakować, zmęczenie bieżącymi wydarzeniami dało się naraz odczuć spadając ciężarem na me wątłe barki... . W takim to stanie - stojąc o obrębie prezbiterium - wykonałem dwa ostatnie
zdjęcia sklepienia: plan ogólny tegoż i centralny jego szczegół.

*     *     *
Po przyjeździe do domu chciwy przegląd zdjęć! Nic to, że w rawach, zamydlone i wypłowiałe bezkontrastowo, trzeba było od zaraz zobaczyć co udało się na matrycy utrwalić... .

Doszedłem do ostatnich dwóch zdjęć i... nie uwierzyłem własnym oczom! Maszkara jakaś niczym diabeł w świątyni na sklepieniu sfotografowany został! Długo woziłem się z tematem szukając uzasadnienia dla tego stwora wywalającego jęzor, aż w końcu
bezsennej nocy (na ranem to było, nad ranem!) oświeciło mnie: przecież to TUTIVILLUS.


Mimo iż nie mam potwierdzenia autorytetów* jestem więcej jak pewien (o ile się nie mylę) że to właśnie ten który w świątyniach wiernym liczy grzechy. Diabeł specjalny i tylko do tego celu przeznaczony.

*   *   *

Jeśli ktoś chce więcej opowieści o Tutivillusie to można mnie zachęcić wskazując gdzie w waszych świątyniach umieszczony jest wasz Tutivillus.

* Wiadomość z ostatniej chwili: "Tutivillus, postać znana w ikonografii
od XII w. To był właściwie diabeł spisujący codzienne grzeszki śmiertelników. Różnie go przedstawiano - diabeł z rogami, brzydal, pokracznik-człowiek, Żyd itp. W kościele był na zwornikach, kapitelach, a także maskował otwory wentylacyjne. Najprawdopodobniejsze wyjaśnienie (wysokiego umiejscowienia), że ma wszystko na oku... .

sobota, 15 sierpnia 2015

Nocnego nieba żar i czar (1555)

Po upiornie gorącym dniu wieczór był niechłodniejszy.
















Na Zasharpiu (górka!) wiaterek po swojemu duł na mgiełki.
Stawy wyschnięte, żadnych ptaków i tylko na osłodę sympatyczna
obecność lokalsów: młodych zwolenników piłki nożnej, sportów
walki i pizzy.
Przypominam: ściemniało się, teren odludny a oni te pizzę... .

Uwaga! Ktoś postawił na górce ławeczkę przekształcając
miejsce w przyjemny taras widokowy.


Nic ciekawego nie udało się jednak tam utrwalić chociaż obecność
mocno kontrastowych industrialów ze strefy ekonomicznej "Cristal
Park"
kusiła, oj kusiła-a-a! Inną razą tam trzeba się na te specjały
nastawić.
- ...albowiem nie to było naszym celem, nie to!
















No rozgrzani byliśmy perspektywą uwiecznienia perseid co to
wszyscy o nich gadają.

Wobec braku ważnych rezultatów: decyzja jedziemy bliżej Anteny!
Kto był w naszych okolicach (zapraszamy ponownie!) to wie, że
radioantena z obserwatoriumw Piwnicach to obiekt nocą nieco podświetlony.
A więc coś tam się da zatrzymać dla potomności na matrycach. Chyba.

Decyzja była tym łatwiejsza, że chociaż ciemno mrok zapadł to planowanych
do fotografowania gwiazd i perseid na niebie było ani śladu!

Za kilkanaście minut Różankowo. Czołówka na głowie (mrok zaczął
szybko zapadać)
statyw rozstawiony. Na e-poziomicy widać że wiatr
buja aparatem - no to jakieś dociążenie i wio! Huzia na antenę.
















A potem było przypadkowe spojrzenie w zenit a tam... no gwiazdy panie,
gwiazdy wymarzone co to jeszcze przed chwilą nieobecne były naraz
pojawiły się!
















No i tym sposobem (chociaż szału ni ma!) coś tam coś tam jest do
pokazania.






















A swoją drogą to miejscowi musieli mieć frajdę; dwóch poważnych (?)
menów ciemną nocką przy ruchliwej szosie zdjęcia robiło.... .
A niby skąd mogliśmy wiedzieć, że zwykła wiejska asfaltówka może,
aż tak ruchliwa tirami ciemną nocką być!?
- Teraz siłą zdobytego doświadczenia już wiemy.

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Coming out z bossanową w tle 2/2 (1554)
















Swego czasu spełniło mi się marzenie: zobaczyłem Wenecję!
Ach, jak przeżywałem ten przesadny nadmiar piękna w jednym miejscu!
A jakież zachwyty nad architekturą, malarstwem i rzeźbami widziane
w horrendalnych ilościach omywały moje zwoje mózgowe.
No szok florencki musiał mnie dopaść. I dopadł! Długo (oj długo!)
porażony urodą Najpiękniejszego Miasta Na Ziemi odpoczywałem po
tamtejszej wyprawie po Piękno.

Zanim jednak zobaczyłem legendarny Most Westchnień, zanim na Placu
świętego Marka usłyszałem "O sole mio" (autentyczne!), zanim gołębie
weneckie mnie bezlitośnie raz i trzeci... to zobaczyłem najsampierw dzielnicę
Wenecja - Mestre.

O matko i córko! Cóż to było za odrażające miejsce! Jakieś ruiny zakładów,
jakieś wulgaryzmy na ścianach malowane ciemną nocką przez zaćpanych
grafficiarzy... .Patrzyłem na ten horror i nie wierzyłem własnym oczom:
...i to ma być Wenecja?!


Tak, to była Wenecja, a dokładnie przemysłowe przedmieścia Wenecji,
droga dojazdowa do tej właściwej, powszechnie znanej Stolicy Piękna.

A czemuż to w kontekście Kowalewa Pomorskiego o Wenecji wspominam?!
Ano dlatego że... . Uwaga! Jeszcze jedna dykteryjka.

Parę lat temu pewien znakomity fotografik Pan Z. obfotografował niedalekie
od Torunia (i Kowalewa zresztą też!) miasto Wąbrzeźno. Zrobił to dokładnie
od góry do dołu i z powrotem. Po iluś dniach noszenia aparatu po mieście
- przeglądając wydruki zrobionych zdjęć doszedł do wniosku, że udało mu
się obfotografować PROWINCJĘ.

Co więcej on doszedł do wniosku, że Wąbrzeźno jego oczami jest syntezą
brzydoty i zapyziałości tak doskonałą, że może ono małe miasto (raptem
13 tys, mieszkańców!) robić za wzór prowincjonalności niczym metr z Sevres.

Wystawę zdjęć pana Z. obejrzałem starannie raz i drugi i potwierdziły się
moje podejrzenia. Pan Z. rozpoczął swój projekt szukając prowincjonalnego
bezsensu i chaosu. Interesowała go tylko i wyłącznie brzydota i brak spójności,
życzył sobie dostrzegać swoim obiektywem tylko biedę umysłowej konstrukcji
miasta Wąbrzeźna. I ją znalazł!
- Znalazł po prostu to czego szukał.

Wniosek: kto chce szukać kałuży to ją znajdzie. Zawsze. Komu zależy na tym
by zwracać twarz do Słońca - też je odnajdzie.

Nie mam żadnych złudzeń: podczas jednego wypadu nie da się poznać Miasta.
Trzeba będzie tam wracać i wracać za każdym razem dostrzegając rzeczy nowe,
przyjemne i krzepiące. Oczywiście, na kałuże trzeba uważać (aby w nie nie wpaść)
ale niech z własnej woli w nich taplają się inni. I chociaż znowu idę spać mi jest
potrzebne Słońce.
- Niech (więc) Światło będzie ze mną!






























Podziel się