Pan Antoni zawsze był stary. Odkąd pamiętam zawsze miał siwe włosy, zawsze miał ogorzałą pomarszczoną twarz i ten dziwny, przenikliwy wzrok. Kiedy taki nieogolony, patrzył na ciebie jarzącym wzrokiem to aż mrówki po plecach całymi stadami zaczynały chodzić. Może dlatego smarkacze mu dokuczali, że był taki inny? W odpowiednio dużej, bezpiecznej dla siebie odległości biegali za nim i krzyczeli: - Głupi Antek! Głupi Antek!
A on - wrażliwy na jawnie okazany mu brak szacunku - odpowiadał rozpaczliwym i głośnym płaczem na całą ulicę czy rynek. Potem, gdy już wyryczał swoje poniżenie mruczał do siebie pod nosem, wzruszał ustawicznie ramionami i co raz odwracając się w kierunku prześladowców szedł dalej w sobie znanym celu, klucząc i zmieniając kierunek pośpiesznego marszu.
Zwykle nie był dobrze ubrany. Nawet w najgorętsze lato nosił brudny, nieokreślonego koloru i kroju worowaty płaszcz zakrywający szczelnie nie wiadomo co tam pod spodem. Na głowie zawsze nosił wyszlichcony kraciasty, brązowawy kaszkiet.
Tak więc w naszym miasteczku Pan Antoni robił za odmieńca. Tak dawniej - jak i dzisiaj - nigdy jednak bym go tak lekceważąco nie nazwał. - W głębokiej młodości zrobiła na mnie wrażenie historyjka o tym jak postradał zmysły.
Pochodząc ze znanej, zamożnej kupieckiej rodziny podobno odebrał doskonałe wykształcenie. Nie wiem do jakiego etapu w tym pobieraniu nauk doszedł, dość powiedzieć, iż starsi ludzi mawiali o nim, że postradał zmysły "bo się przeuczył". Co to dokładnie miało znaczyć to nie wiem, ale kiedy nazbyt długo siedziałem nad jakąś fascynującą książką to mogłem usłyszeć pół żartem pół serio uwagę, że "uważaj, bo się jeszcze przeuczysz".
Tak naprawdę to Pan Antoni był przemiłym człowiekiem. Kiedy był w miarę wyciszony lubiłem do niego podejść i przyjaźnie zagadać. Początkowo nieufny, widząc, że serio zasięgam opinii odwołując się do jego szerokiej wiedzy otwierał się i opowiadał.
Chcąc uzyskać precyzyjną wypowiedź należało go jednak co rusz dopytywać. Jeśli pozwoliło mu się na długą a nazbyt niekierowaną tyradę odrywał się od tematu i zaczynał dosłownie błądzić w przestworzach. - Recytował wtedy drewnianym głosem czym jest słońce, co to jest Jowisz i dlaczego Marsa przypisano do boga wojny brnąc w sobie znane, pokrętne i zawiłe schematy myślowe... .
Gdy miała nadejść piękna słoneczna pogoda chodził po ulicach i głośno śpiewał swoje "tu-lu-lu-lu-lu" powstające z obijania językiem wydętych policzków przy jednoczesnym zawodzeniu, ciągnąc niemiłosiernie te irytujące trele w nieskończoność. Ludzie słysząc to dziwne śpiewanie mówili "idzie na pogodę, bo Antek śpiewa!". I faktycznie powiedzenie sprawdzało się! Dlatego też Starsi Ludzie mówili o nim "Antoś tu-lu-lu".
Pan Antoni przydawał się w naszym miasteczku, bo jak mało kto potrafił zaprowadzić porządek. Przypomniałem sobie o tym wczoraj usłyszawszy piosenkę do słów Wasowskiego "Na całej połaci śnieg". Tam w drugiej zwrotce jest, że:
Na naszą równinę - śnieg.
Na każdą mieścinę - śnieg.
Na tłoczek przed kinem
Na ładną dziewczynę - śnieg... śnieg.
I o ten tłoczek przed kinem mi się rozchodzi. Dzisiaj nie ma czegoś takiego jak kolejka przed kinem. Dzisiejsze kina to prawdziwe pałace dziesiątej muzy. Jeśli dziś gdziekolwiek zdarza się kolejka, to nie dlatego, że coś deficytowego rzucili, tylko dlatemu, że coś tam normalnego coś tam.
A te dzisiejsze kolejki z reguły są takie zrównoważone, bez przepychania, spokojne. Ktoś tam po cichutku (albo i nie!) rozmawia przez telefon, ktoś błądzi wzrokiem po witrynach zapełnionych dobrami rozmyślając co by tu jeszcze, no co by tu jeszcze dokupić. I stoi sobie ta spokojna kolejka bez obawy, że czegoś zabraknie, że nie starczy czegoś dla kogoś co najwyżej irytując się tym, że za wolno posuwa się.
(cdn)
A on - wrażliwy na jawnie okazany mu brak szacunku - odpowiadał rozpaczliwym i głośnym płaczem na całą ulicę czy rynek. Potem, gdy już wyryczał swoje poniżenie mruczał do siebie pod nosem, wzruszał ustawicznie ramionami i co raz odwracając się w kierunku prześladowców szedł dalej w sobie znanym celu, klucząc i zmieniając kierunek pośpiesznego marszu.
Zwykle nie był dobrze ubrany. Nawet w najgorętsze lato nosił brudny, nieokreślonego koloru i kroju worowaty płaszcz zakrywający szczelnie nie wiadomo co tam pod spodem. Na głowie zawsze nosił wyszlichcony kraciasty, brązowawy kaszkiet.
Tak więc w naszym miasteczku Pan Antoni robił za odmieńca. Tak dawniej - jak i dzisiaj - nigdy jednak bym go tak lekceważąco nie nazwał. - W głębokiej młodości zrobiła na mnie wrażenie historyjka o tym jak postradał zmysły.
Pochodząc ze znanej, zamożnej kupieckiej rodziny podobno odebrał doskonałe wykształcenie. Nie wiem do jakiego etapu w tym pobieraniu nauk doszedł, dość powiedzieć, iż starsi ludzi mawiali o nim, że postradał zmysły "bo się przeuczył". Co to dokładnie miało znaczyć to nie wiem, ale kiedy nazbyt długo siedziałem nad jakąś fascynującą książką to mogłem usłyszeć pół żartem pół serio uwagę, że "uważaj, bo się jeszcze przeuczysz".
Tak naprawdę to Pan Antoni był przemiłym człowiekiem. Kiedy był w miarę wyciszony lubiłem do niego podejść i przyjaźnie zagadać. Początkowo nieufny, widząc, że serio zasięgam opinii odwołując się do jego szerokiej wiedzy otwierał się i opowiadał.
Chcąc uzyskać precyzyjną wypowiedź należało go jednak co rusz dopytywać. Jeśli pozwoliło mu się na długą a nazbyt niekierowaną tyradę odrywał się od tematu i zaczynał dosłownie błądzić w przestworzach. - Recytował wtedy drewnianym głosem czym jest słońce, co to jest Jowisz i dlaczego Marsa przypisano do boga wojny brnąc w sobie znane, pokrętne i zawiłe schematy myślowe... .
Gdy miała nadejść piękna słoneczna pogoda chodził po ulicach i głośno śpiewał swoje "tu-lu-lu-lu-lu" powstające z obijania językiem wydętych policzków przy jednoczesnym zawodzeniu, ciągnąc niemiłosiernie te irytujące trele w nieskończoność. Ludzie słysząc to dziwne śpiewanie mówili "idzie na pogodę, bo Antek śpiewa!". I faktycznie powiedzenie sprawdzało się! Dlatego też Starsi Ludzie mówili o nim "Antoś tu-lu-lu".
Pan Antoni przydawał się w naszym miasteczku, bo jak mało kto potrafił zaprowadzić porządek. Przypomniałem sobie o tym wczoraj usłyszawszy piosenkę do słów Wasowskiego "Na całej połaci śnieg". Tam w drugiej zwrotce jest, że:
Na naszą równinę - śnieg.
Na każdą mieścinę - śnieg.
Na tłoczek przed kinem
Na ładną dziewczynę - śnieg... śnieg.
I o ten tłoczek przed kinem mi się rozchodzi. Dzisiaj nie ma czegoś takiego jak kolejka przed kinem. Dzisiejsze kina to prawdziwe pałace dziesiątej muzy. Jeśli dziś gdziekolwiek zdarza się kolejka, to nie dlatego, że coś deficytowego rzucili, tylko dlatemu, że coś tam normalnego coś tam.
A te dzisiejsze kolejki z reguły są takie zrównoważone, bez przepychania, spokojne. Ktoś tam po cichutku (albo i nie!) rozmawia przez telefon, ktoś błądzi wzrokiem po witrynach zapełnionych dobrami rozmyślając co by tu jeszcze, no co by tu jeszcze dokupić. I stoi sobie ta spokojna kolejka bez obawy, że czegoś zabraknie, że nie starczy czegoś dla kogoś co najwyżej irytując się tym, że za wolno posuwa się.
(cdn)