- A tu odpust.
Fachowcy od filozofii sztuki niejedno wiaderko czarnego tuszu zużyli
uzasadniając jakie to ważne i głębokie wydarzenia podczas obecnie
minionej edycji SkyWay Festiwalu się były licznie wydarzyły.
Jednakże chociażby i drugie wiaderko zużyli ci medianci (nawet
z kolorowymi tuszami!) nie można zmienić faktu, że w zasadzie to
cały Festiwal składał się z jednej ważnej projekcji: tej która w
bizantyjski sposób rozpostarła się na Szerokiej.
A wszystko zapowiadało się tak normalnie!
Przewidując, że miejsc do parkowania w mieście dolegliwie brakować
będzie przezornie schytrzono się i pojazd został zostawiony w z góry
upatrzonym miejscu na Bydgoskiem. Naturalną więc koleją rzeczy udział
w SkyWay'u zaczęliśmy od okolic wąsatego pomnika. Tak Marszałka
jak i nas znajdujące się tam dwa wydarzenia świetlne zupełnie nie ruszyły.
Czy one zbyt skromne wizualnie były, czy też my toruńscy widzowie
zdemoralizowani oglądaniem poprzednich SkyWay'ów oczekiwaliśmy
zbyt dużo? Dość powiedzieć, że nie zatrzymując się, bez wczuwania
się w nastrój między drzewami obok świetlistego szlaku poszliśmy dalej.
Dolina Marzeń przywitała nas czymś tam / czymś tam wyświetlanym na
kurtynie wodnej... . Zdarzenie jako niefotografowalne darowaliśmy sobie
a szybko. Nowinki techniczne nas nie interesują, tym bardziej że ona
nowalijka jakby zwiędłą nieco i opatrzoną nam się zdała.
Natomiast szacowne Collegium Maximum łagodnie (choć be extazy)
wprowadziło nas w naturalny dla imprezy stan podekscytowania. Ma się te
odruchy, boć przecież to już kolejna edycja Festiwalu. Projekcje choć
poprawne, były mało odkrywcze, ogrywały tylko znane z poprzednich
edycji schematy. Przyjęliśmy to ze zrozumieniem czując, że najlepsze
jest jeszcze przed nami.