Zstępując na niższe piętra podobno byłem poddany rehabilitacji. Nie
wiem jednak na czym ona polegała, bo nic nie zachowało się w mej
pamięci. Niemniej jednak coś dobrego mimo woli musiało się zadziać... .
Rozmowa w parterze z Panem Bibliotekarzem (cóż za ujmujący człowiek!)
pokazała mi ludzką twarz Instytucji w której się znajdowałem.
Dodatkowo jeszcze parę słów uświadomiło mi, że w awaryjnym przypadku
warto będzie tam wpaść. "Będzie", bo na razie postawiony na tamtejszych
komputerach system cóś słabo działa i z internetu to raczej się jakby co obecnie
nie skorzysta... . Jednak nadziei na przyszłość nie odebrano, bo projekt który
ma sfinansować normalność internetową w CSW już się podobno pisze.
Uparte poszukiwanie wzruszeń wynikających z prawdziwej sztuki
jednak w końcu zaowocowało! Okazało się, że na parterze jest
wystawa pokaźnego zbioru karteczek masowo kiedyś
produkowanych przez Panią Wisławę.
I było tak, że całkowicie zanurzyłem się w Jej świat!
I dane było delektować się subtelnościami słów i miłymi akordami
skojarzeń. Informuję, iż także smakowano delikatny powiew humoru
finezyjnego a tak śmiało dalekiego od codziennie płaskiej dosłowności.
Żegnając się z Panem na Wejściu (Uwaga: profesjonalista
w najlepszym tego słowa znaczeniu) wychodziłem rozpromieniony
a mocno przekonany o tym, że zawsze (no, zawsze!) mimo marnych
szans warto (no, naprawdę warto!) podjąć trud by pokonywać
swe ograniczenia i niechęci!
Bo przecież (prawie zawsze!) może zdarzyć się niezwykła okazja,
by tego lata (a piękne lato mamy tego roku!) chociaż przez chwilę
poistnieć sobie w ożywczo inspirującym cieniu Prawdziwej Sztuki.
Okazuje się, że w naszym CSW też Ją można znaleźć!
- Czasami nawet bezboleśnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz