wtorek, 11 czerwca 2013
Agent nr 00044 (1256)
Bardzo chciałbym mieć taki numer jak już przejdę to szkolenie. Albo jakiś inny, podobny.
Jestem nowy we Firmie. Pewne dlatego na mnie mówią: Nowy. Trochę mnie to denerwuje, ale niech i tak
będzie. Tutaj jest pełno nowych, ale nikt do nich tak nie mówi! Tylko do mnie. W końcu tak naprawdę to
nazywam się przecież zupełnie inaczej. ...ale czy to ma jakieś znaczenie?!
No dobra, już nie będę się awanturował! W porządku, ty też możesz na mnie mówić Nowy.
We Firmie jest porządek. Szef tak mówi, a jak on coś mówi to mówi! Nie jesteśmy od robienia brudnej
roboty! – powiada - My mamy mieć czyste ręce choćby nie wiem co! – powiada. No właśnie choćby nie
wiem co. – A co? A o co chodzi?!
Ja tam dużo rzeczy nie wiem. Dlatego też muszę dużo trenować i ćwiczyć. Chodzę więc od rana do
wieczora na różne szkolenia. Na jakie?! A co ci do tego? Nie myśl, że jak pijemy razem wódkę to
wszystko ci mogę powiedzieć... . Firma to Firma i swoje tajemnice ma! Szkolą mnie i tyle! Intensywnie,
a nawet bardziej! W końcu mam być agentem, agentem do zadań specjalnych... .
Zresztą każdy z nas ma być agentem do zadań specjalnych, ale ja to coś innego! Dwa metry wzrostu
i 125 kilo żywej wagi robi swoje. No, nie?! Tak więc to ja też mam być specjalnym agentem do specjalnych
zadań. – I to mi odpowiada!
Wtorek minął bez specjalnych sensacji. Nasza sekcja uczyła się psychologii i technik postępowania. Jak
rozpoznać obiekt, jak podejść do niej / niego, jak być ubranym... . To ciekawe, że uczą nas nosić ciemne
ubrania a o ciemnych okularach nic nie wspominają. ...ale widać jest w tym jakiś cel! Acha, i mówili jeszcze,
żeby prowadzić dokumentację. Jutro ma być o tym.
Środa nie była ekscytująca. Oj, nie! Wciskali w nas ten kit i wciskali, aż nuda uszami wyciekała!
Porządek - szef powiada - porządek i porządek przede wszystkim! A co on, nad Szprewą się urodził
czy co?! Nic tylko kwity i kwity! A niektóre z nich są poufne! No, no, no! – A jutro to ma być o łączności
z Centralą, znaczy się z Centralną Agencją... . Ciekawe.
No dobra, jak ma być to będzie! Ten porządek. I żadnej mokrej roboty też nie ma być. He! He! He!
Nawet długopisami mamy pisać, bo dokumenty są kalkowane i żaden mokry atrament nie jest nam
potrzebny. Ot i technika! A w ogóle to powiedzieli nam, że jak coś nie wypali to nikt nas nie będzie krył.
Tak nam powiedzieli i powtarzali to po kilka razy! Dlatego uczę się pilnie, a wszystko zapisuję - jak teraz
- długopisem. Takim specjalnym co dali nam.
Dziś było o akcesoriach pomocniczych i takie tam. Ciekawe nawet, bo swoją drogą nawet bym nie
przypuszczał co agent może zmieścić w zwykłej dyplomatce. No wiesz, taka teczka z zamkami
szyfrowanymi... . . I do czego to wszystko może zostać użyte! Ho! Ho! Ho! A to się dowiedziałem!
Od tej całej nauki bardzo się zmęczyłem. Nie lubię specjalnie myśleć, a tu każą nam liczyć od rana do
wieczora... . Mamy do tego specjalne maszyny... . Znaczy maszynki. Małe dosyć i łatwo przenośne.
Można je schować byle gdzie... . A co cię obchodzi jakie to maszyny?! Maszyna to maszyna. Pomagać
ma agentowi... . I już!
Naszym głównym instruktorem jest pan Władek. To ten mały z dużymi zębami. Całkiem nie mogę się
skupić kiedy na niego patrzę. Dobrze, że nie muszę tego stale robić, bo obsługa maszyny jest
skomplikowana. W końcu ona ma dużo takich małych klawiszy, a każdy jest od czegoś innego... .
A zajęcia z bronią mamy mieć później. W końcu o to zapytałem, bo ciekawią mnie one bardzo. Będą
później – powiedział ten z dużymi zębami – bo to tematy są trudne i tylko dla bardziej wtajemniczonych.
Mamy do tego czasu więcej wiedzieć. – No dobra, poczekam.
Tak więc, odpoczywam dopiero na ciężarowni. Po trzydziestej tonie przewalonej na podeście jestem jak
nowo narodzony. Tylko trochę trudno oddychać w tej naszej kanciapie. Nie dość, że ona w piwnicy to
jeszcze ma okna pozabijane gwoździami na głucho, żeby nam obce chłopaki ciężarów nocą nie ukradły... .
O hantle się nie boję, bo zawsze mam je przy sobie, żeby sobie w każdej wolnej chwili poćwiczyć.
Dzisiaj miałem sporo przyjemności, bo nasz instruktor mnie pochwalił bardzo. Jakoś tak przypadkowo
znalazł się w naszej osiedlowej sali treningowej. Przypadkowo! Hłe! Hłe! Hłe! Smród tu - mówi - u was,
że Ho! Ho! Nieprzeciętny u was ten zaduch – mówi – ...ale ty Nowy, masz parę! Lubię patrzeć jak
ćwiczysz – powiada – będzie z ciebie dobry materiał. Jak będziesz szedł do klienta nawet ciemną nocką,
to nikogo się nie zlękniesz! Widać, że jak przywalisz to koniec i kropka! No właśnie kropka, bo jutro
muszę wcześniej wstać. Jutro mamy mieć techniki specjalne i zbieranie informacji.
I mieliśmy, ale jakieś takie dziwne... . No cóż, nie wszystko musi mi się podobać. Jak mus to mus, do
egzaminu się wszystkiego nauczę. Na pewno się nauczę, bo szef mówi mi że jestem ambitny ogólnie.
A jak on coś mówi to wie co mówi... .
W końcu zapytałem się o te ciemne okulary.... . I o długi czarny płaszcz też zapytałem. Czy mogę nosić... .
W końcu jestem agentem, no nie?! Nie wiem dlaczego, ale patrzą na mnie dziwnie. Dziwniej niż na innych.
Nie podobam im się czy co?!
Wczoraj usłyszałem, że jak mi się Firma nie podoba to mogę odejść. Poważnie! Powiedzieli – Nikt tu cię
nie trzyma! Jak chcesz to sobie odejdź... . Nie wierzyłem własnym uszom i do teraz nie mogę w to uwierzyć!
A wszystko dlatego, że zapytałem się kiedy będą zajęcia z bronią.
W odpowiedzi usłyszałem: Nie z Bronią! Tylko nie z Bronią! Dla ciebie to ona jest pani Bronisława!
A dokładnie to p a n i B r o n i s ł a w a M a z u r e k ! Ta sama, która ostatnio zachorowała i jej zajęć
nie ma komu poprowadzić. W końcu statystyka ubezpieczeniowa to temat trudny, i nie każdy - nawet
starszy agent - może takie zajęcia poprowadzić... .
* * *
Nic nie rozumiem.
Autor: Obserwator Toruński o 05:21 0 komentarze
Etykiety: agent ubezpieczeniowy, opowiadanie własne, science-fiction
Subskrybuj:
Posty (Atom)