Nie zawsze - nie codziennie można zdobywać Mount Everest!
Tym bardziej, że ostatnimi czasy w naszych okolicach jakby mało pagórków takich jest.
Są za to przestrzenie otwarte i leśne drogi rowerowe też. One również mogą zmęczyć!
Mając za sobą pierwszą w tym roku wyprawę rowerową śmiało nacisnąłem na pedały
w kierunku Abisynii.
Nie dane mi jednak było - nie dane tam dojechać!
Skuszony doskonałym towarzystwem (Uprzejmie pozdrawiam!) z przyjemnością
potoczyłem się w kierunku JAR-u. Droga tam także przejezdna małokomfortowo
(błotny kopytnik w zmrożonym śniegu) ale jak w górę się popatrzyło to i skrzydlaty
drapieżca się trafił, a rzucenie okiem w dół nowe miejsca do przyszłych peregrynacji
wyznaczyło.
Pokazanego JAR-u z JAR-em radzieckim proszę kojarzyć NIE! To jest całkiem inny JAR.
Na razie nie wiem jaki ten JAR akurat jest w szczegółach: tylko wiem, że nie leszczowy*
a dobrzejewicki on jest.
- Jak się reszty dowiem to powiem.
* A co?! Nie wszyscy wiedzą co to takiego Leszczowy Jar?
I ten cud natury się kiedyś pokaże. Niech no tylko słoneczko wyżej a ketonal
nie będzie potrzebny.