Co raz to podnosiła aparat do oczu i ciach-ciach! - zdjęcie temuż robiła.
Podjeżdżając rowerem już z daleka widziałem tą sytuację.
Nie chcąc przeszkadzać zatrzymałem się, lecz na zapraszające skinienie (proszę sobie przejeżdżać!)
zareagowałem niespieszną rozmową - co życzliwie podjęto.
Z uznaniem dostrzegłem tryb pełnego manuala.
Zaklejenie czarną nazwą producenta zrozumiałem w mig.
Dotarło do mnie po co to ciemne szkiełko polaryzacyjne z przodu.
Natomiast sam aparat w różowe słoniki i takież misie, w niebieskie gwiazdki i zielone kropki zrobił
na mnie piorunujące wrażenie.
- I pomyślałem sobie tak: dziewczyny są jakieś inne.
...ale to też jest wspaniałe!