Uwagi produkcyjne
Twaróg
przepuściłem dwa razy przez maszynkę do mięsa. Ten drugi raz to pewnie
niepotrzebnie, bo
kręcenie szło mi wyjątkowo opornie - jakbym butapren przez maszynkę przeciskał.
Mąkę wzięto pszenną, co potem okazało się prawdą. Gradacja nieważna.
Zagniatać ciasto ręcznie! Żaden robot nie da rady tej glumzy wyrobić. I przy wyrabianiu cierpliwym
trzeba być a nie prędkim.
Jak uznamy, że jest dobrze wyrobione to miesić jeszcze z 10 minut.
Proszę
tej ostatniej uwagi nie słuchać! Zbyt długie zagniatanie wywoła tekst: pewnie długo zagniatałeś
to ciasto skoro pączki takie twardawe... . Wiem co piszę, bo przed chwilą to usłyszałem.
Według Pani w Sklepie (której porady zasięgałem) "głęboki tłuszcz" to dwie kostki smalcu. Okazało
się, że poprawnie to powinien być olej. Ponoć chudszy onże tłuszcz z roślin jest.
Po upieczeniu warto, aby wyroby najpierw obciekały na jednym talerzyku (wyłożyć ręcznikami
papierowymi!) zanim przełoży się je na drugi, gdzie zostaną tryumfalnie posypane cukrem pudrem.
Robiąc zdjęcia o tym cukrze zapomniałem.
Usłyszawszy fanfary po tak bohaterskim czynie cały dom należy starannie wywietrzyć! Jak długo jednak
byśmy przestrzeni domowych nie napowietrzali i tak będzie jechało smalcem. I żadne czary z paleniem
świec czy kadzidełek nie pomogą!
Uwaga! Za chwilę będzie wiadomo dlaczego kobietom nie wolno mówić nic na temat tej notki. Pod
żadnym pozorem nie wolno przyznać się, że robienie pączków zajęło 5 godzin. Kobiety po takim
oświadczeniu będą się śmiały długo i serdecznie!
A może właśnie dlatego warto? W końcu - niechaj chociaż komuś to nasze niezdrowe kalorycznie
działanie śmiechem pójdzie na zdrowie. W końcu na co dzień nie ma zbyt wielu powodów do śmiechu.
Jeśli w ciągu najbliższych paru dni ktoś spróbuje poczęstować mnie pączkiem to go uprzejmie zamorduję.