Jakiś czas temu postanowiłem, że zostanę ekologiem. Miało być tak, że poprawię się szybko i bardziej niż
zwykle się robi przy takich postanowieniach. Jednocześnie poważnie zdecydowałem, że nie poprzestanę na
pięknych słowach a czynem (a właściwie szeregiem pięknych czynów!) poprę to szlachetne postanowienie.
Miałem jednak świadomość, że miłośnikiem przyrody nie zostaje się ot tak z dnia na dzień. Uzgodniłem więc
sam ze sobą, że zacznę od rzeczy drobnych a przecież życiowo w te mrozy dla pierzastych ważnych:
DOKARMIANIA PTAKÓW.
Mając parę świetlanych przykładów wokół siebie odkroiłem tłuszcz od słoninki i samą skórę powiesiłem na
balkonowej tui. Prawie dwumetrowe drzewko przyjęło to z godnością i w podzięce nawet się nie wygięło.
Wszak słoninowa skórka nie była porażających rozmiarów.
Wzruszony własną troską o przyrodę rozochociłem się i zakupiłem dwa ziarnowe batony. A niech tam -
pomyślałem - niech tam sobie będę hojny! Ptaszki tak obficie dokarmiane zimą zalatując na balkon wiosną
odwdzięczą mi się słodkimi trelami porannymi i dobrze będzie mi z tą przyrodą zaokienną.
Poruszony mym gołębim sercem wrażliwym na wołanie przyrody o karmę dla ptaków codziennie
zasiadałem przed oknem głęboko rozmyślając. Oto teraz kiedy u nas na balkonie ptasiego jedzenia jest
w bród już wkrótce, (już za małą chwilę!) przylecą jeśli już nie wielkie stada ptaków to przynajmniej te
w sporych ilościach widziane zamiast żubrów na słynnej telewizyjnej gałęzi.
No i siedziałem i wpatrywałem się a tu nic! Żadnego latającego nawet gada. Dziwne... .
W tak kryzysowej sytuacji najmilszą z mych żon poprosiłem o poradę. Rzuciła fachowo okiem na
poczerniałą i wyschniętą skórę i rzeczowo rzekła tak:
- Po pierwsze sikorka nie ma zębów jak głodny burek i jak jest sama skóra bez odrobiny tłuszczu
to rady jej nie da. A po drugie te kolorowe batony ziarnowe są doskonałe, ale dla papug. A ostatnio
u nas na balkonie ich małowato jakby jest... .
* * *
Na wieść o niezdarnych staraniach, aby stać się zimowym przyjacielem ptaków P. z właściwym sobie
wdziękiem uśmiechnął się dyskretnie nic nie mówiąc. Za parę dni przyszedł i przyniósł to.
Genialnie prosta konstrukcja: zbiornik po wodzie, trzy wycięte w nim otworki wraz z patyczkami
wzmacniającymi uchwyt ptasi przy korzystaniu z karmnika. Te drewienka to także kowadełka
do rozdłubywania ziaren.
Dodatkowo rozpalonym na gazie gwoździem (w kombinerkach go trzymamy a nie ręką!) wypalamy
w dnie malutkie otworki, aby woda miała gdzie uciekać. I to ta deszczowa ściekająca po ściankach jak
i ta skraplająca się z nadmiaru wilgoci w powietrzu.
- Całość to urządzenie proste, pożyteczne i pomagające ptakom przetrwać zimę.
A karmę - niezmiennie we wtorki i piątki - kupuje się tanio i zdrowo tylko u pana Wojciecha.