Panie zagrały sprawnie i na pewno zgodnie z nutami. Zawodowcy tak mają. Nie udało mi się nawiązać
kontaktu usznego z pianistkami. Zabrakło mi chopinowskiej melodyjności, zwiewnych powracających
tematów o rzewnym nastroju. Dostarczono mi błyskotliwe wykonanie muzyki o napięciu emocjonalnym
jakie daje słuchanie metronomu.
Tak więc panie były doskonałe w swej pracy na klawiszach. O tym, że mam drewniane uszy łatwo się
było przekonać po oklaskach. Na zakończenie każdego z utworów klaskano długo i z przekonaniem,
chociaż beze mnie. W wolnych chwilach - których miałem sporo - rozglądałem się po sali.
- Co jest widoczne.
A gdy główny koncert się skończył (panie dostały rzęsiste brawa) i publiczność stłoczyła się przy
wyjściu jeden z fortepianów zajęła mała dziewczynka która z kosztownego instrumentu zaczęła
wydawać szkolne dźwięki. - I tą niespodziewanie dodatkową część przyjąłem (jak wszyscy)
z życzliwym uśmiechem i z równym co poprzednio entuzjazmem.
* * *
Po drugim koncercie "Style Quartet" (ten z 12 maja na którym nie byłem) ponoć publiczność
nie chciała wypuścić muzyków z Sali Mieszczańskiej! Nauszny świadek tego wydarzenia muzycznego
określił końcowe standing ovation jako "długie i serdeczne".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz