Nieco zdeptany po tak burzliwie zrelacjonowanym IV Święcie Bydgoskiego Przedmieścia (cz. 1 i cz. 2)
przysiadłem na laurach, czyniąc małe podsumowanie. A tu jeszcze znalaziono artykuł ""Dopełniacze
i burzyciele" zamieszczony na "V Stronie Świata", którego moje notki zdają się być dopełnieniem.
* * *
To było pierwsze szkolenie za granicą. Włochy, międzynarodowa szkoła ucząca czegoś tam. Egzotyka,
palma na środku wsi, kościół na wysokiej górze oświetlony całą noc, wielki stadion i dzieci grające
w kostiumach prosto od krawca.
- A na skraju szokująca rudera i Cyganie w niej wegetujący.
Był już koniec przerwy, gdy stanąłem przed automatem. Z drżeniem serca wpuściłem do niego banknot
nie do końca będąc pewny, czy maszyna odda mi resztę. Wydana mi kawa była niesprawiedliwie mała.
Poczułem się oszukany. Wiedziałem, no wiedziałem że tak będzie! Ze złości - skoro poszła krowa niech
idzie i cielak - zamówiłem drugą. Cena zdawała mi się astronomiczna. A tu dzwonek na koniec przerwy.
Porwałem tą drugą, przelałem do jednego kubka i w biegu (mimo parzącego gorąca) połknąłem tą
kawę jednym (prawie) haustem.
- I natychmiast umarłem.
Serce na chwilę stanęło w poprzek, dłuższy moment się zastanowiło i po przerwie czarnej jak kosmiczna
otchłań ona pompa zaczęła wzorem maszyny parowej pracować rytmicznie. Buchnęło ciśnienie na lica me
blade, żyły i aorty - teraz grube jak rury kanalizacyjne - z chlupotem pozwalały przetaczać hektolitry
ciekłej jak rtęć krwi... . A w głowie katedralna jasność i mózg sprawny jak magik cyrkowy, oko
wyostrzone do szaleństwa a na nieskończoność.
- Przez następne dwie doby nawet na moment nie zmrużyłem oka. Pomyślałem sobie: ot, Europa.
Teraz pod ręką i na każdej kolorowej stacji paliwowej mamy taką Europę.
A jeszcze tak niedawno... . Aleksandra Bacińska świetnie to ujęła.
Pomógł jej Leonard Luther.
A poza tym: co jest teraz?
No cóż, nic specjalnego: niezasłużenie, ale intensywnie odpoczywam.
Espresso o poranku jest pyszne.
- ...albowiem kopa ma ta kawa!
środa, 29 maja 2013
Kompatybilnie i uzupełniająco (1243)
Autor: Obserwator Toruński o 05:25
Etykiety: espresso, kawa, Szymon Spandowski, V Strona Świata
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
:-) Dawno, dawno temu jechałem stopem w odwiedziny do znajomych, gdzieś pod Zakopane. Człek był młody, zatem nie zawracał sobie głowy snem. Pierwszej nocy się spać nie dało, bo było wesoło, a poza tym w podróży, drugiej też nie, bo - już u celu - zrobiło się drętwo. Polazłem więc sobie na nocny spacer, bo też okolica wielce malowniczą była, a do tego zamgloną. No i jeszcze spotkałem się oko w oko z sową, a gdy wróciłem, noclegownię zastałem zamkniętą na cztery spusty i kratę. Dalej nie było lepiej, bo na krakowskim rynku spać się nie da, szczególnie, gdy wokół leje się wino (niestety tanie) i gra muzyka (ta była fantastyczna). W sumie więc, stojąc o poranku na wylotówce, machałem na samochody, których w rzeczywistości nie było. To, że się w ogóle trzymałem na nogach, zawdzięczałem chyba jedynie świętej Genowefie, albo raczej kawie wypitej dzień wcześniej w kawiarni przy ulicy, której święta jest patronką. Nalana została (kawa, nie Genowefa) do naparstka, ale moc miała taką, jak napój Asteriksa.
Czytał Pan Obserwator może Bożydara Jezernika "Dziką Europę" i esej o kawie? Obie są pyszne, choć ta pierwsza smakowała mi bardziej, bo włóczyłem się z nią po byłej Jugosławii, konsumując jednocześnie wszystkie opisane cuda...
Teraz istnieje na nasze szczęście nie tylko esej o kawie, ale i cała książka: KAWA, tegoż samego autora, wydawnictwo Czarne, wrzesień 2011r.
- A "Dzikiej Europy" faktycznie nie czytałem. - Dzięki!
Prześlij komentarz