Dzisiejszą informację proszę traktować jako poufną. Powiedziałbym nawet tajną, a nawet ściśle tajną.
Osobami upoważnionymi do zapoznania się z nią są tylko i wyłącznie Mężczyźni różnego stopnia rozwoju
kulinarnego. Natomiast Kobietom - niezależnie od koloru oczu - zabrania się czytania poniższego ściśle
tajnego oraz bardzo konfidencjonalnego tekstu.
Przyczyny powyższego zastrzeżenia zostaną uroczyście ujawnione w odpowiednim miejscu i momencie.
* * *
Szanowni Panowie (teraz kiedy jesteśmy sami i nikt nam nie patrzy na ręce!), mimo zaklinania się,
że już nigdy będziemy jednak PIEKLI PĄCZKI. Wbrew PTK (Powszechnym Twierdzeniom Kobiet),
że zadanie to jest jakoby tylko dla Nich zastrzeżone. Otóż nic bardziej błędnego! Jak świadczy obrazek
poniżej Zwykły Mężczyzna - wbrew niesprawiedliwym a PTK - jest w stanie samodzielnie dokonać
mężnego tego czynu! I żaden Anek tego nie zmieni! (Patrz dyskusja po wyżej wskazanym hiperłączu!).
Jednakże dzisiejsza historia wypiekania pączków bez Kobiet tak całkiem odbyć się nie może.
W życiu bym nie wpadł na ten doniosły z naukowego punktu widzenia fakt (że Mężczyzna może sam
zrobić pączki) gdyby nie mieszkająca w sąsiednim mieście latorośl żeńska. Ona miła osoba elektronicznie
poprosiła mnie żebym przesłał jej przepis na pączki, "ten co Mama ma w tym brązowym zeszycie".
Warto przy okazji wiedzieć, że u nas w domu wszystkie przepisy są "w tym brązowym zeszycie"!
Gdybym kiedyś wpadł na głupi pomysł, aby je przepisać do bazy danych gdzie można by je sortować,
dobierać i wybierać po dowolnych elementach to i tak nikt by z tego nie korzystał, ponieważ siła ludzkich
przyzwyczajeń jest ważniejsza od jakiegoś tak zbioru zer i jedynek w jakimś tam komputerze... .
Z tego też powodu wiadomy zeszyt odszukano, przepis przepisano i wysłano. Nie chcąc przydawać temu
faktowi nadmiernej wagi nadmienia się jedynie dla celów kronikarskich, że w poszukiwaniu tego jednego,
jedynego przepisu musiałem się przedrzeć przez wkładki, zakładki i notatki. Sporządzone odręcznie,
wydrukowane jeszcze na mechanicznej maszynie do pisania (Tak tak! I taką się kiedyś posługiwano!)
oraz papierki wydarte żywcem z czasopism. Starannie więc oglądałem, odwracałem i wpatrywałem się
w te wszystkie karteczki duże i małe, które łączyła jedna wspaniała cecha: zawierały jakiś przepis.
W końcu sposób na wyrabianie pączków znaleziono i wysłano najszybciej jak tylko było to możliwe.
I wtedy to - właśnie wtedy! - zadumałem się tak: A co ja mam z tego, że działam tak perfekcyjnie?!
Dozgonna wdzięczność córki była oczywista, co potwierdzono słowy: "Dzięki Tato za błyskawiczne
przesłanie przepisu, bo dzięki Tobie na pewno zdążę, chociaż goście już na wycieraczce... ".
Aby więc ten tytaniczny trud był bardziej opłacalny postanowiłem, że przy okazji i ja zrobię pączki!
I to się już po kilku bolesnych godzinach pracy w kuchni udało.
- A oto przepis wraz niezbędnymi komentarzami.
PĄCZKI "OBSERWATORA"
0,5 kg twarogu (zemleć albo zmielić)
0,5 kg mąki (ale jakiej?)
0,5 kostki masła
2 jaja
0,5 szklanki cukru
1 łyżeczka sody
szczypta proszku do pieczenia
- Masło i żółtka utrzeć - dodać ser - mąkę i pianę.
- Zagnieść ciasto i rozwałkować na grubość 0,5 cm.
- Wykrawać szklanką kółka a kieliszkiem środkowe dziurki
- Smażyć na głębokim tłuszczu
(Ciąg dalszy nieuchronnie nastąpi)
2 komentarze:
Oj tam oj tam to się wytnie ;) kieliszkiem.
Gratuluję udanego wypieku. Dziś takie widziałam u kierownika, może go Pan częstował? ;)
> Gratuluję udanego wypieku.
A dziękuję, dziękuję, bo pączki wbrew przeciwnościom różnym jednak powstały! ...ale z tym że udaniem to bym raczej nie przesadzał :-)
Prześlij komentarz