I wróciłem na białoruską wystawę zastanawiając się:
co to jest Białoruś?
To jest takie miejsce gdzie:
- trzy włosy na krzyż szczerzy pewien operetkowy satrapa
- zabraniają oraz więżą orechwo-poczobutów (to nie jest temat do żartów!)
- ludzie chodzą w łapciach z lipowego łyka i białych lnianych koszulach,
wypuszczonych na takież spodnie
- Aż tu i naraz... już trzeci PLASTER!
Nie podważając ustaleń mainstreamowych mediów bajka robi się bardziej
kolorowa, trójwymion dostaje i do myślenia zagania.
Okazuje się nawet, że oni tam u siebie digital art mają!
- Niesłychana rzecz po prostu.
Z tej zachęty do myślenia, hardo zadarłem głowę i zobaczyłem, że "Teatr śmierci"
nadal pokazuje swoją odrażającą twarz... .
Pokornie więc wróciłem do wystawy mając wrażenie, że nie wszyscy jeszcze
pobiegli na podwórko CSW, żeby za moim przewodem wystawę białoruskiego
plakatu obejrzeć!
Od przyjaciół nie wymagam zbyt wiele, więc proszę nie marudzić
i wybrać się na ten spacer. Mówię na spacer a nie samochodem!
Za podziemny parking tam słono biorą.
* * *
Zupełnie niechcący wyszło mi trój-obrazkowe story z morałem.
A jest ono o tym, że jeśli w jakiejś dziedzinie za autorytety uznawani będą
niewłaściwi to z własnoręcznie poskładanego Szopena tylko byk na rykowisku
może wyjść... .
Certyfikaty właściwości nadaję codziennie około piątej rano.
Przynajmniej tak jest tu napisane.
...no chyba żeby było inaczej.
* * *
Znowu czytam "Krainę Chichów".
Znaczy się idzie na pogodę.
PS. Pozdrawiam całe Polkowice.
Serdecznie.