Odpoczynek przy płochych rozrywkach szybko dobiegł końca.
I to teraz właśnie zaczął się w ł a ś c i w y spływ.
Słów jest zbyt mało aby to opisać.
- Niech wielkim głosem przemówią obrazy!
Po tak wyczerpujących przygodach ciąganie kajaków na przenosce się nie zarejestrowało,
a kapuśniaczek był czymś banalnym i równie niewartym zauważenia jak nie ten kapeć
na nie tej nodze... .
- Przy okazji warto zwrócić uwagę na niepowtarzalny urok deszczochronów.
Odczuwając na własnej skórze co jesteśmy winni bobrom mogliśmy zająć się suszeniem.
Wreszcie - kajaki na wodę - i wzajemnie sobie pomagając (Dziękujemy, dziękujemy!)
dotarliśmy do gościnnej leśniczówki w Nowej Brdzie.
Większość zakwaterowano w pokojach, ale prawdziwi twardziele wybrali namioty!
Po tylu trudach, z własnej woli... . Krótko mówiąc chapeau bas!
Te wieczorne a pieczone kiełbaski i takież pierogi do legendy przejdą!
Jak pamiętamy pierwszy dzień spływu trafił na Euro wieczór: Czechy - Polska.
I - jak wszędzie gdzie byli Polacy - było to wydarzenie widoczne i słyszalne.
Nieco zafrasowani, z błyskami wód Brdy w oczach, oszołomieni sportowymi
wydarzeniami udaliśmy się na zasłużony odpoczynek.
Jestem pewien, że o pierwszym dniu spływu kajakowego Toruńskich Morsów
- Brda 2012 - będzie co wnukom opowiadać.