Ach, cóż to był za rajd!
Start przy cmentarzu w Górnym Lubiczu odbył się punktualnie i bez większych
ceremonii. Wystarczył rzut oka pana Jana Młynarczyka (spiritus movens tego
świetnego przedsięwzięcia) aby upewnić się, że 17 wspaniałych zdecydowanych
jest na wszystko! Nawet na przejście o własnych siłach około 20 km.
- No to poszli!
A głowy wszystkich były spuszczone! A czemuż to!? Śladów przeszłości w ziemi
ukrytych szukano. Idąc wzdłuż rowu granicznego (zygzakiem był kopany!)
każdy punkt przełamania się linii zaznaczano kopczykiem z wstawionym do niego
kamieniem granicznym.
Słuchając Przewodnika patrzyłem na tą ziemię szeroko otwartymi oczami.
Przypomniała mi się postać niezwykłego człowieka jakim jest p. Zbigniew
Nawrocki, były miejski konserwator zabytków naszego królewskiego miasta.
Tak jak On potrafi czytać mury (po sposobie wiązania cegieł w murze potrafi
odtworzyć jego historię!) tak teraz - dzięki Przewodnikowi - ziemia odkrywała
przede mną swoje tajemnice.
- I przy okazji piękne landszafty pokazywały się mi!
Co jakiś czas zatrzymywaliśmy się, aby omówić jakiś mały pagórek (tu gdzieś musiała
być strażnica rosyjska!), porównywano widoczne punkty orientacyjne z mapami
100-letniej dawności - zadziwiająco aktualnymi do dziś.
Żwawe tempo marszu co raz było przerywane krótkimi objaśnieniami co do mijanych
osobliwości. Najczęściej takich których osoba niezainteresowana tematem (gdyby
nie instruktaż) nigdy by nie zobaczyła.
No i odczytywaliśmy przebieg dawnej granicy śledząc różnice we wzroście drzew,
szukając rowu z jego mocniej wydeptaną ścieżką po lewej stronie. To po rosyjskiej
stronie patrolowano ją tak intensywnie, że ślad dawnych wart niekiedy widoczny
jest jeszcze do dziś... .
Gremialnie zajmując się historią wraz z właścicielem "Piątej Strony Świata"
(redaktor "Nowości" - patrz pyszne zdjęcie złapanego przemytnika, który przebrał się
za wąsatą babę!) natrafiliśmy na bulwersujący temat.
Porzucony w lesie odpad produkcyjny został opisany fotograficznie oraz danymi
z GPS. Miejmy nadzieję, że barbarzyńcy którzy to zrobili zostaną przykładnie ukarani
przez policję.
- I niech "Nowości" w tym dopomogą!
Uczestnicy rajdu porażeni widokiem na chwilę zdekoncentrowali się. I ta właśnie
chwila postoju została przeze mnie chytrze wykorzystana na zrobienie paru
nieoczekiwanych portretów.
Wkrótce nieomylnie a wieloma wskazówkami prowadzeni - w biblijnym
nastroju - przekroczyliśmy rzekę Jordan.
Zrobiło się poważnie, gdy zeszliśmy z ubitego traktu na konwaliowisko.
Wkrótce też niektórzy uczestnicy rajdu mogli przedstawić pozostałym świeżo
odnowione mogiły (patrz: "Tak Trzeba") .
Żywe zainteresowanie wywołał fakt, odnalezienia (przeoczonego podczas renowacji
a wtedy poszukiwanego) fragmentu żeliwnego krzyża.
Przemierzając leśne ostępy w końcu dotarliśmy do miejsca piknikowego "Pod
Wielkim Dębem". Legenda powiada, że rosyjska straż graniczna chowała pod nim
przemytników do których miała prawo strzelać bez ostrzeżenia... .
Odpocznijmy i my pod tym dębem, by jutro doczytać i dooglądać pozostałą choć
nie mniej frapującą część granicznej opowieści.
wtorek, 15 maja 2012
II Rajd Graniczny - Część 1/2 (899)
Autor: Obserwator Toruński o 07:42 2 komentarze
Etykiety: "Tak Trzeba", 87-100.pl, granica, rajd
Subskrybuj:
Posty (Atom)