Nawiązując do komentarzy zamieszczonych tutaj i zgodnie zgodnie z obietnicą
wybrałem się do Czernikowa, aby kupić ruski czołg. Jeżdżenie rowerem już mi
spowszedniało, to możliwość nabycia za psie pieniądze jakiegoś oryginalnego
środka lokomocji wydała mi się ciepłą wiosną atrakcyjna.
Nieco się ociągałem z tym wyjazdem, ale przywitały mnie entuzjastycznie
kolorowe wiatraczki uruchomione zapewne specjalnie na moją cześć.
Przyjemnie jest wiedzieć, że oczekiwanym się jest gościem!
Miły oku rozgardiasz okazał się być normą....
...dobrze zorganizowanej lokalnej przedsiębiorczości.
Tradycyjny sznurek, mydło i powidło też nie zawiodły!
Każde okazało się być na właściwym sobie miejscu.
Zafascynowany kolorytem oferty i ciemnawą karnacją nie udało mi się jednak
sfotografować panów Cyganów (na tym targowisku) robiących za Bułgarów.
- Romowie okazali się sympatyczni, chociaż stanowczy w odmowie.
Już wcześniej na widok aparatu zaczęli się pakować. Dość szybko zresztą.
Nie minęło nawet pięć minut jak zrobiło się pustawo także dookoła nich!
Stałem oszołomiony na środku placu i nie mogłem uwierzyć własnym oczom.
WSZYSCY sprzedawcy (niby nie zwracając na mnie uwagi!) pakowali się w panicznej gorączce!
- Powolutku schowałem aparat porażony jego mocą... .
W ostatniej chwili coś mię tchnęło i złapałem za
rękaw w popłochu pakującego się handlowca.
Panie! Czego oni się zlękli? Czemu na widok
aparatu fotograficznego wszyscy zrobili się tacy
nerwowi i od razu się pakują? Ja tu panie nie chcę
nikomu przeszkadzać! Przecież aparat już
schowałem i już idę, no przecież idę sobie stąd!
A pan co tu z tym swoim aparatem wyjeżdżasz? Ważny się znalazł! Kwadrans po jedenastej już jest,
a targowica czynna jest tylko od 8 do 11-tej właśnie to i ludzie się zmywają.... .
* * *
Następnym razem przyjadę wcześniej to i nawiązane przyjaźnie rozwinę i do księżego ogródka zajrzę.
- Obiecuję.