sobota, 27 października 2012

Królewskie miasto Gdańsk 1/3 (1046)

Pani mi mówi: to możliwe.
..a pan jej na to: tak, o tak!
I już wiem, że wiem kiedy czuję,
gdy gdzieś tam tango "En Avant"

*   *   *

Od kiedy autostradą przyciągnęli nam Morze Bałtyckie bliżej Torunia chciało mi się wyjechać do Gdańska
bardziej niż zwykle. Od wieków czaję się przecież na dobre klasyczne temata: stara rybaczka naprawiająca
sieci, ludzie morza wracający na swych spracowanych barkach czy kutrach z nocnego połowu. Rybny targ
też by się chciało w naturze zobaczyć.







A tu Gdańsk przywitał nas pochmurnie i do morza nawet
nie doszedłem, ale... .
Znalazły się jakieś inne powody by pogodnym być!
...ale wszystko po kolei.
















Na początek wrażenie, że jestem w wielkim mieście. Prawdziwie większym od Torunia! ...i po królewsku
bogatym, co było widać ostentacyjnie i na każdym kroku. Od szerszych niż u nas ulic począwszy, ich złotem
co raz wyszywanej ozdobności oraz przytłaczającej obfitości wszystkiego wokół. No i te pyszne przedproża!
- A do tego te coraz nowsze starożytności, od tytułowego Neptuna począwszy.






































Spore wrażenie zrobiły na mnie tarcze herbowe patrycjatu gdańskiego.  
- U nas aż tak bogatych w ozdobność szczegółów nie bywa!
 














O ile lwy heraldyczne w pełni rozumiem, to konie herbowe już nieco mniej bardzo... .
- ...może ktoś wie co one tutaj znaczą?!
No, chyba że o hojność i odwagę im chodzi.

 
Długo by wyliczać ile tam pięknych kościołów a wież ozdobnych!


 
Szczególną uwagę zwróciłem na gdańskie lwy, a dokładnie na tego z lewej. Jak mówi legenda, on się 
zawsze odwraca od tarczy jeśli spodziewa się kogoś ważnego idącego od Złotej Bramy. 
- Niczego nie sugeruję, ale nadchodząc właśnie od tamtej strony powyższy fakt ten zauważyłem.























Dużo tam jeszcze wspaniałości w tym Gdańsku mają.
...ale o tym już następną razą!

Brak komentarzy:

Podziel się