Trochę mi się zepsuła ręka.
Krokodyl mię w nią ugryzł.
...albo lepiej nie: biegałem po osieckich chaszczach i niedźwiedź mi ją poszarpał.
- Jakoś dziwnie to brzmi nawet dla mnie... .
Lepiej więc napiszę jak było naprawdę!
Dwa tygodnie temu po Krutyni się płynęło kajakami.
Proszę tam nie zrywać grążeli! To roślina chroniona.
Nawet Maja Popielarska o tym mówi i przestrzega.
No i zachciało się nieco wydłużyć wycieczkę.
...a bo interesujący klasztor nam się po wydłużonej drodze niekrótkiej dodatkowo nadarzył.
Aby więc nadrobić czas stracony (a w ogóle to jest możliwe?) pogoniłem nieco bardzo zbyt.
No i - ku utrapieniu memu - ten łokciowy dyskomfort powstał i chorobliwie trwa do dziś.
Gdybym jednak miał się użalać, to już lepiej wolę nad tym nieładnym akurat przejawem
przyrody. Na moich oczach a na dachu auta ten robczek sobie niewinnie usiadł.
I wskutek blaszanego żaru natychmiast (15 sekund wystarczyło!) sobie zeszedł.
- Cześć jego pamięci!
Wniosek: Obchodźmy się z przyrodą ostrożnie - nawet jeśli akurat w którymś miejscu jest
nieładna. ...bo w całości ONA jest delikatna. I piękna bardzo.
niedziela, 20 maja 2012
W poszukiwaniu straconego czasu (904)
Autor: Obserwator Toruński o 05:54
Etykiety: klasztor, ludzie i przyroda, robal, Wojnowo
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz