Chodziłem po lesie - nad jeziorkiem chodziłem.
Na siatkówce osobistego oka wrażeń pełno - na matrycy nic.
...a tu muszki żrą!
Stojący po drugiej stronie wody wędkarz widać też miał całkiem dosyć.
Spotkaliśmy się w połowie drogi po pas w pokrzywach.
- Tam nie ma po co iść w innych butach niż te. - Powiedział i wskazał na swoje wodery.
I miał rację!
- No to użaliłem się starszemu panu.
Że złamanego ptaszka dzisiaj, że mi nogi już wchodzą do, że nadziei brak.
A onże - po dokładnym wypytaniu się kto ja zacz, po co mi te ptaki i dopiero
po znalezieniu prawie wspólnych znajomych - usłyszałem:
- No to se pan orła sfotografuj!
No tak, ale gdzie ten orzeł czeka na mnie?!
- O tu, albo lepiej niech tu go pan szuka. Tu gdzieś ma gniazdo... .
I wskazał mniej więcej na pewien kierunek.
Następne 1,5 godziny szukałem tego orła co to miał siedzieć na gałęzi i czekać na mnie.
Pilarze też mi trochę kierunków dali... .
- Aż w końcu ON się znalazł: faktycznie był i czekał!
Samego gniazda nie znalazłem i... bardzo dobrze! Obecnie w okresie lęgowym nie powinno
się na 500 metrów do niego zbliżać (patrz przepisy i "Etyka fotografa przyrody").
Zanim zdążyłem go wypatrzeć on zobaczył mnie!
Na własne błyszczące oczy.
Tyle było mojego co trzy kręgi nad okolicą zrobił, a raz - zapewne chcąc mi się przyjrzeć
dokładniej - poszybował mi wprost nad głową. Co z dumą i błyskiem w oku pokazuję obiecując
sobie solennie.
Do tego lasu, nad to jeziorko, do tych dróg piaszczystych to jeszcze nie raz wrócę!
Nie raz! ...a choćbym i nic już tam nie sfotografował, to warto by chociaż nieznanemu starszemu panu ładnie podziękować.
...bo jest za co!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz