Rycerz o siwych spoconych kudłach niezgrabnie zlazł ze szkapy, równie jak
on starej i wychudzonej.. Brzęcząc zardzewiałymi blachami, stękając z wysiłku
usiadł w cieniu. Chwilę posapał i pociągnął z flaszy. Nieco pokrzepiony powlókł
się do widocznego jak na dłoni miasta na wielkiej polanie.
- Poszedł na piechotę, bo konia mu się zrobiło żal... .
Oj, nawalczyli my się ostatnio! Nawalczyli... .
I komu to potrzebne?
Przekraczając rzekę która dzieliła grodziszcze na pół, skierował od razu swoje
chwiejne kroki do największego budynku w mieście.
Nie spodziewał się tłumów to i zaskoczyły go!
Widząc solidne drzwi zakołatał z nawyku, by w chwilę potem się zawstydzić... .
Przecież tu nie trzeba pukać! Te drzwi są przecież zawsze otwarte.
W kruchcie zaskoczył go - łatwy przecież do przewidzenia - miły chłód.
(...)
Odpocząłem! Czas mi w drogę.
środa, 11 kwietnia 2012
Don Kichot w Bydgoszczy (880)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz