Co jakiś czas wielokrotne echo ciągnie mnie - zwykłego człowieka - wołami do sztuki.
W obliczu oddających się galaktyk, widząc w lustrze twarz nieodgadnionej zagadki
bytu jednak stawiam wszystkie karty na prawdziwą sztukę, czyli coś co daje
solidne oparcie.
Z uwagi na to, że nie mogę stale bywać i bywać na salonach ten mój pociąg
jest do sztuki umiarkowanie pospieszny. Za to przybiera raz to formy finezyjne
a czasem kameralne bardziej.
- I nic tu nie ma do rzeczy, że przypadkowe te spotkania są.
Po prostu sztuka mnie sama szuka!
I znajduje.
I tak zdarza się, że finezja rzuca mną w kierunku na ten przykład konstruktywizmu.
I wtedy w swej niebywałej twórczości zachciewa mi się wyrażać salonowo, jak na
wernisażu jakim. Produkuję wtedy obrazy fotograficznie monumentalne a dostojne
przy użyciu znacznej ilości słów na "ą" i "ę". Dla większego efektu wykazując
się umiarkowaniem (ale z rzadka!) pozwalam sobie na to, aby wypsnął
mi się jakiś "izm".
Zmęczony jednak nazbyt wielką funkcjonalnością tak otaczającego mnie świata
sztuki - która akurat od dłuższego czasu mnie dopadła i nie puszcza - skłaniam
swą niesłychaną psychie do obcowania z formami kameralnymi, takimi raczej
alegorycznymi bardziej w swej wymowie.
I to jest czas gdy stawiam sobie pytanie kardynalne: o sens bytu w ogóle.
Dostawszy natychmiast odpowiedź szczęka mi odpada a ze zdziwienia staje mózg... .
- Tu prelegient rozwija swą kunsztowną myśl teraz już tłukąc delikatną materię wyobraźni swoich
słuchaczy za pomocą swych jakże cennych spostrzeżeń.
A niezrażona Szanowna Publiczność słucha nabożnie a Wielki Artysta przybierając
co raz to wymyślniejsze pozy retoryczne ukazuje wszem i wobec swe skomplikowane
wnętrze. I tak prężnie rozwijając swój ogon pawi soczyście mieni się wszystkimi
odcieniami filozofii sztuki najzupełniej nowoczesnej.
I raz staje się dziewczyną hożą, by już za chwilę okazać się potworem artystycznie niebywałym
czy wreszcie (rezygnując ze wszystkich ozdobników) po prostu będąc młodą dojarką... .
A słuchając tego lud prosty na przemian - pogodnie i z rozpaczą w oczach - błaga
na kolanach o to by... .
...a prośby jego i tak nie będą wysłuchane!
Frydrychowo, ale nie te - zimny wiatr skośny, przy powrocie wspierający kub nie = 63 km.
poniedziałek, 26 marca 2012
Kicz albo filozofia lipy (864)
Autor: Obserwator Toruński o 05:05
Etykiety: Frydrychowo, kicz, Kowalewo Pomorskie
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz