Znane przysłowie mówi, że "drobne podarunki podtrzymują przyjaźń".
Toteż przyjechawszy do Hajnówki tak sobie pomyślałem i pluralis maiestatis
udano się do Muzeum i Ośrodka Kultury Białoruskiej, jak to wczoraj już
zaanonsowano.
Szacunek dla bliźnich zapędził mnie w to egzotyczne przecież dla mnie
- nadwiślańskiego Pomorzanina - miejsce. W końcu pasjonat kultury ludowej
ze mnie żaden, ale - pomyślałem - może chociaż znajomi etnografowie
znajdą tu jaki smaczek dla siebie?! Moja wizyta w tym miejscu będzie
więc dla Nich moim - drobnym przecież, ale jednak - podarunkiem :-)
Dodatkowo - pomyślałem - może przy tej szlachetnej okazji dowiem się czegoś,
zrozumiem więcej coś, pochłonę czegoś na ten przykład inspirującego?
- Przyglądałem się więc uważnie eksponatom: a nuż zdarzy się cud... .
A miałem przy tym absolutny i całkowity komfort!
Tak jak i w naszym Muzeum Etnograficznym: żadnych ograniczeń, tylko ciepło
i życzliwość. No to snułem się myśląc i pełzałem główkując, robiąc zdjęcia
i usiłując zrozumieć coś i przeżyć coś z otaczającej mnie twardej rzeczywistości.
Oczywiście wszystko to z pełną świadomością, żem prosty zwyczajnie barbarzyńca,
w prezentowanych eksponatach żadnych niuansów nie rozróżniający. Pozorna
prostota otaczającego mnie - jakże innego! - świata kazała mi - pewnie w ramach
rekompensaty - oglądać oczami wyobraźni te wszystkie przedmioty w działaniu... .
Proszę więc i Ciebie abyś po całodniowej harówce w polu (kolejny dzień z rzędu!)
pojadł do syta gęstej kaszy ze skwarkami! Najlepiej ze wspólnej miski, drewnianą łyżką,
prosto z siwaka... . Zagryzać należy cebulą, pomidorem czy ogórkiem. Zapić można
maślanką, czy innym samogonem, by sił starczyło na wieczorny obrządek... .
Patrzyłem więc na te przedmioty szukając przeznaczenia, domyślając się sposobu
użytkowania - starając się widzieć kształt, barwę i fakturę. A wszystko po to aby
teraz już "te eksponaty" dokładnymi obrazkami opowiedzieć.
Tu chociaż wypreparowane z naturalnego otoczenia (jak to w Muzeum!) miały
dla mnie swoją wciągającą kolejność. Ku mojemu zdziwieniu nie wiadomo skąd
nawet żywe zainteresowanie mi się pojawiło!
Chyba przeciągnął mnie na swoją stronę ten świat ciężkiej pracy, bo dwie
godziny minęły przyjemnie błyskawicznie.
- Żadne więc z mojej strony to było poświęcenie!
To było trochę jak w kinie, jak w teatrze, tyle że nikt tu mi nad uchem
nie szeleścił papierkiem, a chociaż herbaty nie podano :-) czułem się jak u siebie.
Czas pobytu w tym Muzeum nam się jeszcze nie skończył!
I jutro będzie o czym porozmawiać: będzie co pokazać.
- Obiecuję.