Dziki i swobodny wybrałem się do miasta Bydgoszcz.
Zafundowano sobie z dawna obiecywaną rodzinną przejażdżkę po tamtejszej wodzie.
Stateczkiem o ekologicznym napędzie i stosownej nazwie ("Słonecznik") miasto tanio oglądano. Za 2,60 na godzinę.
Po wodach bydgoskich pływają sobie cicho takie dwa okręty (po około 30 miejsc każdy!), mając oprócz baterii słonecznych na dachu: spore akumulatory, na wszelki wypadek agregat prądotwórczy, a gdyby i to zawiodło to nawet i spore wiosła.
Tak więc wierutną plotką okazało się nieładne przypuszczenie jakoby korab ten pedałami miał był napędzany. Sam to widziałem.
Tak więc wierutną plotką okazało się nieładne przypuszczenie jakoby korab ten pedałami miał był napędzany. Sam to widziałem.
Pogoda nie rozpieszczała światłem, ale i tak przyjemnie było. Rodzinnie zaliczyliśmy trasę od rybiego Rynku do "Tesco" i z powrotem czyli w dół Brdy i nazad. Gondoli żadnych nie zobaczono (mimo iż obiecywano mi oglądanie Wenecji!), ale i tak ruch na wodzie był większy niż w naszym grajdołku.
- Czego zresztą bydgoszczanom ładnie się gratuluje!
- Czego zresztą bydgoszczanom ładnie się gratuluje!
Jak widać podróż po płynnej Bydgoszczy upłynęła nam śpiewająco, mimo iż nie brakowało momentów mrożących krew w żyłach. Jak na ten przykład widok Kujawsko - Pomorskiej Szkoły Wyższej.
- Chyba wiem dlaczego ten orło-gryf jest taki przerażony.
- Chyba wiem dlaczego ten orło-gryf jest taki przerażony.
Doświadczywszy także i ładnych kontrastów...
...pokrzepiłem się widokiem imponującej hali "Łuczniczki" i...