Jak już się pierwej rzekło ma być o moim spotkaniu z ludźmi.
A więc - w ichże poszukiwaniu - wybrałem się do miasta. patrzę a ono wyludnione, bure i ponure. Jeśli nawet jakieś postacie przechodziły obok to nie zostawiały w umyśle mym żadnego śladu. Znaczy się wrażliwość na drugiego człeka mi się stępiła, czy co - pomyślałem samokrytycznie - bo jakże to tak: miasto tętni życiem, ludzie bywają po ulicach a nie ma na kim oka zawiesić?!
Po takiej autoreprymendzie wróciłem do rzeczywistości, czego najlepszym dowodem było to, że w końcu zobaczyłem je! W końcu ulicy.
Krótki sprint zakończył się pełną sukcesu zadyszką.
Jeszcze tylko krótkie zapytanie: "A szanowne anioły to skąd i dokąd...?"
A my proszę Starszego Pana to jesteśmy z Królewskiego Miasta Gdańska. A zadaniem naszym jest przypominać Wam - O zacni Torunianie! - iż miasto Gdańsk piękne jest i godne do odwiedzenia a choćby i od zaraz... . - Proszę oto stosowne materiały drukowane.
Jeszcze tylko chwilka pospiesznej rozmowy...
jeszcze ostatnie spojrzenie i...
...każdy ruszył w swoją stronę.
- Tak było.
wtorek, 8 lutego 2011
Gdańskie anioły (487)
Autor: Obserwator Toruński o 05:52 2 komentarze
Etykiety: anioł
Subskrybuj:
Posty (Atom)