Strony

sobota, 31 grudnia 2011

Koniec roku (778)

Hello world!

Aj łona powiedzieć Ci, że u nas - w słonecznej Bolandii - jest end of the year!



W taki dzień jak dzisiaj to nikt nie ma głowy do zajmowania się poważnymi sprawami!
Na wystawne bale się chodzi, oryginalnego szampana się pija z mrożonych wiader.
A całokształt to pogryza się kawiorem tak czarnym jak skóra niewolnika.

Z tego intensywnego cieszenia się jutro - czyli pierwszego dnia Nowego Roku - każdy
będzie chodził skołowany i jakby nieswój.
- Pewnie wszystko przez ten kawior!


* * *

...ale póki co czekamy i czekamy na ten Nowy Rok!



Wprost nie możemy się doczekać na to co on nam przyniesie.



* * *

"Najwięcej zwierząt trafia do schronisk w okresie świątecznym i na początku Nowego Roku.
Według badań - nawet o 30 proc. więcej niż w ciągu całego roku.
"

piątek, 30 grudnia 2011

Męczeństwo nie zastępuje pracy (777)



Drogi Pamiętniczku,

Na początku mego wpisu chciałbym serdecznie podziękować wszystkim tym
co to tutaj - nie wiadomo dlaczego - zaglądają. Jestem dla Nich pełen podziwu.
Tyle jest miejsc w Internecie godnych, interesujących i ciekawych a Oni właśnie
tutaj... .

To jest ciągłe dla mnie przyjemne zdziwienie, bo jeśli obrazy są dla mnie
najważniejsze, a słowami tylko protezuję nieudolną wypowiedź pikselami
to - przy ogromnej dewaluacji obrazów w ogóle - zjawisko zaglądania właśnie
tutaj jest dla mnie, jest po prostu... niezwykłe!

I za tą niezwykłość, żeby już nie powiedzieć dosadniej - magię wzajemnych
kontaktów - wszystkim tu szanownie zgromadzonym ładnie dziękuję!
- Proszę pamiętać o tym, że te słowa pisze do Was człowiek wychowany na
misiu pluszowym w pobliżu pieca kaflowego.

To odwiedzanie mnie w mej samotni to jednocześnie dla mnie zobowiązanie.
Aby nawet w dni szare wywlekać się z domu utrwalając piękno tego świata
we wszystkich dostępnych mi przejawach, to przyjemny nakaz aby się do
pisania przykładać... .
- No i w konsekwencji - niczym jak jakiś Janosik czy inny Robin Hood - rozdawać
to pozyskane dobro.

Cierpiąc męki stokrotne przy:
  • wyrabianiu obrazów (patrz kłoda lenistwa z pierwszego obrazka), czy
  • składaniu literek (pokrętne jak gąszcz z drugiego)
przywraca mnie do rzeczywistości pamięć o najnowszej mej zdobyczy z gatunku
"sztuka toruńskiej ulicy"
:



I tak jak Wam - o Drodzy Przyjaciele - winien jestem wdzięczność tak
i nieznanemu artyście ze słupa też się coś ode mnie należy.
- I niech On to ma!

* * *

Ostatnio otworzyłem Twarzoksiążkę z napisem Obserwator Toruński i... .
Ło matko! Zanim zacznę się tym świadomie posługiwać, to sporo wody przez tamę
we Włocławku przepłynie!

- Na razie - prosząc o cierpliwość - patrzę ze zdumieniem co ja takiego narobiłem :-)


O czym uprzejmie informując
serdecznie pozdrawiam

Wasz
Uczeń Czarnoksiężnika

czwartek, 29 grudnia 2011

Hodowla sikorek (776)

Jest takie jedno miejsce w Toruniu., gdzie lubię się zakradać.
Dni ostatnimi czasy mamy ciemnawe, ptactwo w ciepłych krajach,
albo po niedostępnych kątach przesiaduje.



A tam wprost przeciwnie! Kiedy bym nie znalazł się w pobliżu (a niestety rzadko mam
okazję!)
to zawsze trafię na coś pierzastego.



Tylko proszę nie liczyć, że wskażę to niezwykłe miejsce!
Ostatecznie, to nie jest moja hodowla sikorek!

środa, 28 grudnia 2011

Po (775)

I tym oto sposobem mamy już po Świętach!



W związku z powyższym czekamy na Nowy Rok.
- Spokojnie, to tylko jeszcze jeden Nowy Rok... .

wtorek, 27 grudnia 2011

Pierwszy raz (774)

Dzisiaj pierwszy raz - gdy zabrakło mi tchu - pomyślałem sobie, że przecież
już nie muszę, nie chce mi się walczyć, zdobywać i przezwyciężać. Mogę przecież
protezę mózgu założyć, brodę z mocnymi okularami (to taki nowy wynalazek)
sobie przyprawić, albo...
...albo ściągnąć obrazek.

Na przykład taki i stąd:

poniedziałek, 26 grudnia 2011

Drugi dzień Świąt (773)

W rodzinnym gronie, tradycyjnie spędzając czas warto by pomyśleć o tych
którym szczęśliwy czas nie został dany.



O dzieci szczególnie chodzi.

niedziela, 25 grudnia 2011

Pewien gołąb (772)

W taki jak dziś dzień to nic ino gołąbek.
Cisza i spokój.



Dobre życzenia o marzeniach co to mają się spełniać, plany których realizacja ma biegu
przyspieszać. No i zdrowie, zdrówko, zdrowieczko: dobre ma być.
Powtarzam: zdrowie ma być!

sobota, 24 grudnia 2011

Życzenia (771)

Podczas ostatniego pobytu w Bydgoszczy (kiedy to odwiedziłem Muzeum
Fotografii
) poniższe zdjęcie zostało zrobione. Chytrze odłożyłem je
na półkę, aby w stosownym momencie je objawić.

I właśnie teraz ceremonialnie pokazuję je szanownie tu zgromadzonym,
życząc zdrowia i pogody ducha oraz spełnienia się marzeń.
- Niech tak się stanie!

piątek, 23 grudnia 2011

Żdzbło widzę! (770)

Belki we własnym oku nie zauważam, bo pułapki na mnie czyhają!

czwartek, 22 grudnia 2011

Własny głos (769)

Czytam tą naszą mniej lub bardziej lokalną prasę
i czasami aż mnie skręca.

Wtedy to umacniam się w przekonaniu,
że - do gęsi nie przynależąc - swój język mam,
i że warto coś mówić własnym głosem.



Dodatkowym plusem jest i to, że nie muszę
z własną opinią czekać aż do Wigilii
:-)
- Nawet jeśli jest ona za parę dni.

* * *

Dosyć krytycznie odnoszę się do własnego udziału we wszelkiego rodzaju
konkursach i rankingach. Zadęcie marketingowe u mnie żadne, cudów nie
publikuję, a prezentowane obrazy czy pomysły na życie nie mają siły się
przepchać przez gwar innych środków masowego rażenia.

Niemniej jednak przyjaciele mi nie odpuszczają.
Tym sposobem zgłosiłem swojego bloga* na Konkurs.
Tutaj:

środa, 21 grudnia 2011

Na ulicy Księzycowej (768)

Na ulicy Księżycowej: sowa
Na ulicy Księżycowej: pijak w rowie się chowa
Na ulicy Księżycowej: jest mglisto
Ma ulicy Księżycowej: jest wszystko!

* * *

Tej rymowanki na pewno nie napisała pani Szymborska :-)
Z bezmiarów Internetu to coś się do mnie przyczepiło... .
I trzymało, aż je zacytowałem na odpowiedzialność Nieznanego Autora.



A zdjęcia?
Zrobiłem je własnoręcznie i leżały sobie cichutko w jakimś tam katalogu.
...aż tu pojawiło się - ni w 5 ni w 9 - owo, właśnie to: ni to ni sio.
I wywołało zdjęcia do tablicy.



No i tak jakoś dziś to wyszło.
- To wszystko.

wtorek, 20 grudnia 2011

MIstrzem być! (767)

W dobie upadku autorytetów można tylko westchnąć:
dawniej to byli Mistrzowie!
...nie to co dziś :-)



A już na pewno piękne dyplomy dostawali!

poniedziałek, 19 grudnia 2011

Cafe "Draże" (766)

No trafię, trafię kiedyś tam!
Na pewno.



Nie ma innej rady: w końcu to jest przecież jedno z najciekawszych miejsc w Toruniu!



PS. Proszę nie wprawiać mnie w zakłopotanie czy znam pana hrabiego
Franciszka Andrzeja Bobolę S. Bibersztajna.
- Oczywiście, że znam!

niedziela, 18 grudnia 2011

CSW - Teatr Rysowania (765)

Zawiadamiam, że z przyczyn niezależnych ode mnie nie wziąłem udziału w zeszłopiątkowych
"622 upadkach Bunga" spowodowanych stuleciem ZPAP w okręgu toruńskim. Niemożliwym
jest, aby ten kompromitujący fakt jakoś nadrobić: ostatecznie chodzi o jedno z najważniejszych
wydarzeń wystawienniczego roku w Toruniu.

Tym sposobem przepadła mi bezpowrotnie możliwość zobaczenia luminarzy naszego
lokalnego światka plastycznego w aureolach i przeróżnych orderach - właściwych
dla tego typu celebr.

Z tym większą gorliwością więc odważnie postanowiłem, że w możliwy dla mnie
czwartek, (pomny interesujących doświadczeń), entuzjastycznie wezmę
udział w akcji performance "Teatr Rysowania" z udziałem Xaviera Bayle.
- Ludzkim magnesem był dla mnie właśnie ten artysta.

Na początku jednak byłem nieco... zakłopotany!?
Tak, to jest właściwe słowo.

Z działaniami artystycznymi z pogranicza filozofii i sztuk wizualnych zawsze mam kłopot
dokładnie taki samo jak z odbiorem fotografii czarno – białej. W ujęciu popularnym
foto w CB to jest dla mnie rzecz NIE do zaakceptowania. Doskonale przecież wiem,
jak to jest z tą czernią bielą!

Nie raz się na ten temat żołądkowałem. Głównie chodzi o to, że jak domorosły artysta
nie radzi sobie z kolorem to suwakiem desaturacji na podłogę i już jest takiemu
człekowi "artystycznie", bo przecież robi w "szlachetnej technice", którą z definicji
trzeba wielbić choćby to był (a najczęściej jest!) knot patentowany. To samo zresztą
fotonaród robi chytrze dowartościowując lukę w kompozycji swego dzieła. Tak na
co dzień tuszuje się brak pomyślunku w postaci słabego zdjęcia uparcie prezentowanego
jako osiągnięcie.

W odniesieniu do pogranicza dla sztuk plastycznych i filozofii (a ten performance
do takich się zalicza)
moje doświadczenia zwykle wskazywały na cośkolwiek mocno
podobnego. I tak (w odniesieniu do innych) to jak pan artysta nie ma nic do powiedzenia
to protezuje swoją wypowiedź przeintelektualizowaną nowomową, której celem jest
sprowadzenie słuchacza w rejony dostępne tylko dla niego i innych nielicznych, mocno
wtajemniczonych a także niezwykle delikatnych bardzo osób.
- No o elitę się rozchodzi, w precyzyjnym ujęciu mym: "elitkę'.

Krótko mówiąc, ten skraj – dla człowieka z ludu i zwykłego zjadacza razowego chleba
jest mi on (ten skraj) absolutnie niekonieczny i bezwzględnie zaliczam go takiego do
karygodnego pożeracza mego jakże krótkiego czasu.

Z takimi zastrzeżeniami odważnie wstąpiłem do CSW, by tam w samym jego środku
przeżyć kameralny spektakl w wykonaniu czterech artystów. W tym wypadku bez
wątpienia Artystów świadomych środków wyrazu jakie postanowili użyć: światła,
muzyki, gestu, ruchu, węgla i publiczności.

A na dodatek Liderem Zespołu był człowiek dojrzały, ukształtowany o zdecydowanych,
żeby nie powiedzieć nawet radykalnych poglądach: Xavier Bayle. To artysta
bezkompromisowy, o skrajnie radykalnych poglądach tak na życie jak i na sztukę, który
ku pokrzepieniu osób tak niezdecydowanych w życiu jak niżej podpisany naprawdę
imponuje konsekwencją!
- ...i co tu dużo gadać: stanowi pewien niedościgniony wzorzec.

Bliżej na ten temat pisano tutaj i tutaj:
http://obserwatortorunski.blogspot.com/2011/10/swieta-czesc-dalsza-696.html
http://obserwatortorunski.blogspot.com/2011/10/inne-zycie-xaviera-b-694.html


* * *
Na początek się nieco wystraszyłem: nadto głośna (aby nie rzec agresywna)
melodeklamacja Narratora nieco mnie zdeprymowała. I wprawiła w stan pobudzenia
emocjonalnego z którego już do końca spektaklu nie dało mi się wyjść. W miarę
zarysowywania przestrzeni ten bardzo dostojewski stan się nawet mi pogłębiał,
gdyż wrażliwą jestem osobą.

Tyle jeśli chodzi o teatr, którego głównym aktorem był Narrator.


Ten sam który aktywizował publikę do czytania wiersza, przechadzający się który
wprowadzał dynamikę do całego przedstawienia. Ruchem, słowem i czynem. W tej
emfazie czytelnie było widać nawiązanie do średniowiecznych spektakli gdzie "sztuki
pokazywali"
. Przyznam się, że zanim do mnie dotarła ta konwencja to byłem nieco
właśnie... zakłopotany.

To epatowanie jasną formą wyraźnie kontrastowało z treścią którą zajmowali
się rysownicy. A u nich to rzecz szła o Człowieku, w konkluzji Człowieku co to
zwierzęciem, żeby już nie powiedzieć canisem jest... . Jak wszyscy pamiętamy
to Piłat miał wypowiedzieć "Ecce Homo" tutaj sparafrazowane do "Eccce canis"... .


W tak symbolicznym przedstawieniu duszno aż było od metafor, poezji i niedopowiedzeń.
Nieco zakłopotanym więc byłem i co tu dużo gadać: trudno mi się było przed dłuższy
czas się znaleźć. Proszę się jednak nie dziwić: w końcu jestem człowiekiem który wszedł
do "Pokoju z Kuchnią" tak jak stał: w butach i prosto z ulicy, bo do firmowego garażu
wpuszczali tylko znajomych króliczka.

Dzisiaj pogodniej i z większym zrozumieniem (świadomością) patrzę na performance
który przeżyłem razem z innymi. Jeśli zobaczyć go w kontekście twórczości Lidera
projektu to całość była wzbogacająca i wartościowa.

Nie daję jednak gwarancji, że zjawię się na następnym Wydarzeniu jako pewnik.
Twardym – a nie miętkim – podczas takiego spektaklu trzeba być!
...a u mnie ostatnio ze zdrowiem nietęgo.

Cały performance oceniam jako Wydarzenie na wysokim poziomie, aż do ostatniego
momentu jakim było pyszne zakończenie w stylu Grand Finale. Podczas spektaklu
Artyści pokazali po prostu wysoką klasę. Mając niełatwe treści do przekazania
potrafili przeciągnąć publiczność na swoją stronę. Profesjonalizm z jakim to zrobiono
każe mi z szacunkiem myśleć o tych którzy współtworzyli "Teatr Rysowania".

A kto z nami nie był: ten stracił!

* * *
Uprasza się Dyrekcję CSW o udostępnianie firmowego garażu nawet dla zwykłych użytkowników
takich Wydarzeń. Głupio było mi jak Pan Strażnik tłumaczył
(nie tylko mi jak zdążyłem
zaobserwować)
, że: "Garaż o tej porze jest już nieczynny. Godziny otwarcia są przecież
widoczne na słupku wejściowym"
.

- No, faktycznie są! ...ale jakoś nie zwiększa to mego zrozumienia dla braku dbałości
o swoich widzów czy niewykorzystanych
km2
garażowego podziemia. I- jakoś tak
automatycznie nie zmniejsza to także mej zadyszki z tytułu galopu w poszukiwaniu miejsca
gdzie "no-gdzie-by-tu-do-licha" można było zaparkować swój powóz.

sobota, 17 grudnia 2011

Muzeum Fotografii w Bydgoszczy (764)

Tak, przyznaję się: ciężko zawiniłem.
Odwiedziłem "Muzeum Fotografii" w Bydgoszczy na zbyt krótko.
A było to tak.



Mimo iż niedomagam ostatnimi czasy nieco bardzo postanowiłem,
że je odwiedzę i już! W takim wypadku parkuje się na "Grottgera" sprawdzając
czy to aby nie jest w poniedziałek.
- Na szczęście był akurat czwartek.

Tuż przed wejściem głęboki wdech i... odważnie wszedłem do holu. Jedno
i drugie się przydało, bo akurat młodzież miała zajęcia z olśniewającą modelką.

Przemknąłem więc chyłkiem do sali głównej dwupoziomowej a tam... . Tam
znajdowało się wszystko! ...albo prawie wszystko. Projektory i powiększalniki,
zegary ciemniowe i amatorskie kamery, aparat sporoformatowe rożnych
konstrukcji. średnio i mało obrazkowe. W całości i w częściach.

Oprowadzający mnie życzliwie Pan Dyrektor zachęcał nawet mnie abym
porozkręcał sobie pewnego "Zenitha"... . No i oczywiście była rozmowa na
temat dopiero-co-otwartej wystawy Wacława Wantucha.



W końcu zrobiłem nawet parę zdjęć.
...a dlaczego tylko jeden obrazek pokazuję? Po pierwsze ciemnawo tam,
to i bez statywu ani rusz. No i szeregu teł oraz osobistego sprzętu oświetleniowego
akurat przy sobie nie miałem. A po trzecie to głownie słuchałem, bo pod koniec mojego
zwiedzania trafiło mi się jak na nieszczęście to co najlepsze: przyszła wycieczka
kolejnej młodzieży.

No i teraz Pan Dyrektor mógł jeszcze bardziej szczegółowo a od podstaw
dać solidny a świetnie przygotowany wykład. Przyjemnie się brało udział, ale
czas przeznaczony na pobyt minął i musiałem się nie bez żalu a w pośpiechu
ewakuować.

Przyjadę tam jeszcze następnym razem.
...bo warto!

piątek, 16 grudnia 2011

O niezwykłym Żydzie (763)

Trochę mnie poruszył/ zezłościł fakt, że po zapuszczeniu Googla
i innych szukajek tak mało znalazłem wieści na temat znakomitego obywatela
miasta naszego Zwi Hirsch Kalischera.



Po bliższym zagłębieniu się w temat wydarłem z Internetu / ustalając że,
Cwi Hirsz Kaliszer
(Zvi Hirsch Kalischer)
  • ur. 24 marca 1795 w Lesznie, zm. 16 października 1874 w Toruniu
  • był niemieckim rabinem, jednym z pionierów ruchu syjonistycznego
  • poświęcił się rabinatowi pobierając nauki od Jakuba z Leszna
    i rabiego Akiva Eigera z Poznania
  • ożenił się z Henriette Cohn (ok. 1802–1889) pochodzącą z Nieszawy.
  • mieli razem 11 dzieci
  • pisał komentarze do zagadnień prawnych, i publikował w czasopismach
Gdyby pokopać to na pewno znalazłbym jeszcze więcej informacji o Nim.
Najważniejsze jednak info przekazuję na końcu.

Przez cały okres swojego życia zawodowego prowadził "aktywną kancelarię
rabinacką"
. Uczeni w piśmie pewnie by mogli objaśnić co to dokładnie znaczy.
Ponieważ chwilowo nie posiadam takich znajomości, musi mi wystarczyć
domysł, że nasz uczony przekazywał innym swoją wiedzę nie siedząc w kącie.

Najdziwniejsze w historii życia tego rabina jest niepodważalny fakt, że swoje
usługi rabinackie wykonywał b e z p ł a t n i e ! Rodzinę na skromnym
poziomie - aleć skutecznie! - utrzymywała żona prowadząc jakiś small biznes.

Po ustaleniu tego faktu występuję z wnioskiem, aby i jego żonie tablicę zawiesić... .
Mamy tu kapitalny przykład jak za osiągnięciami męża stoi wytrwale
przezwyciężana przez żonę proza życia. Praca Jej nie została dostrzeżona, nie
została nagrodzona żadną tablicą ani medalem... .
Dlatego wnioskuję.

- Pani Henrietta niezwykłą musiała być kobietą!

* * *

Mój serdeczny przyjaciel napisał mi był tak:
Nieprawdą jest jakoby Internet milczał!
http://www.google.com/search?hl=pl&q=kamien+zydzi
http://www.google.com/search?hl=pl&q=Zwi+Kalischer+
Pionier syjonizmu ON był: to najważniejsze!
Uzupełnij to informacją o losach cmentarza żydowskiego w Toruniu
zlikwidowanego (czyt. zniszczonego) w latach 70-tych XX w. - PRL,
nie przez hitlerowców! Tamże był grób słynnego rabina. Pozostały
tylko FOTOgrafie dokumentalisty z UMK pana X.
(...)

czwartek, 15 grudnia 2011

Tajemnica pewnego rabina (762)

Uciekał przede mną ten rabin, żeby już nie powiedzieć, że ukrywał się
przede mną. Na jego usprawiedliwienie jest fakt, że nie zabiegałem
intensywnie o kontakt z nim, to i nie wpadał mi w oko
przesadnie w ogóle.
...ale chciałem go spotkać, aż w końcu go zoczyłem i wiem gdzie się znajduje!

A oto i On:



Uwaga: Proszę o objaśnienie czym jest kamień (krzemień?) obsadzony w tablicy
w dolnym lewym rogu? Jakie ma znaczenie? Dlaczego został w nią
wmontowany?
Za szczegółową podpowiedź wdzięczny będę.

A odpowiedzi nie dostanę to za Wisłę się wybiorę.
Jeszcze w WSFH nie byłem.
....ale będę!
Obiecuję solennie.

* * *

A swoją drogą: tablicę znamienitemu obywatelowi miasta powieszono,
była zapewne akademia ku czci i z okazji, ale... . - Próbowałem się czegoś
więcej dowiedzieć na temat tej postaci, ale Internet wody w usta nabrał.

środa, 14 grudnia 2011

Dlaczego (761)

Słucham naszych lokalnych polityków wspominających bohaterskie swe czyny.
Jak to oni tymy ręcyma ulotki se nosili. Szczerbata komuna za nimi krok
w krok a oni dzielnie postępowali do przodu, aby tylko się od niej uwolnić.
- No i się uwolnili.

...bo oni dzisiaj senatorzy, bo oni dzisiaj posłowie, a jeszcze inni oni członkowie
licznych rad nadzorczych są i do ciał solidnie opłacanych te osoby należą.
Kiedy tak ich słucham jakich to wiekopomnych czynów dokonali to budzi się
we mnie gniew i powstaje pytanie:
- Dlaczego tylu ludzi nie ma pracy?
- Dlaczego tylu ludzi musi liczyć na żałosną pomoc społeczną?
- Dlaczego tyle ludzi szuka jedzenia w śmietnikach?


Dzisiaj niczego nie żałuję, ale gdybym miał przeżyć jeszcze raz ten sam czas to
zrobiłbym jeszcze raz to wszystko. I tak samo.
...może bym tylko głębiej w oczy ludziom zaglądał?

wtorek, 13 grudnia 2011

Karma (760)

"Sztuka Natury" to jest Festiwal która trzeba odwiedzić!
http://www.sztukanatury.pl/
To jest szereg wystaw, które trzeba przepatrzyć i przeżyć... .



Właśnie odwiedziłem "Dom Muz" i "Dwór Artusa" to wiem.
- I to dlatego jestem pełen zachwytu i rozczarowania zarazem.
...a więc tak w realu wyglądają te legendarne zdjęcia przyrodnicze!

Autor: Krzysztof Onikijuk: "Kociak".

Chodziłem więc pełen oczarowania i chłonąłem na własne oczy te nie moje
żubry i żołny, traszki i żaby. Spacerowałem oszołomiony wspaniałością
salamander i pięknem czapli siwej. Dostojniał mój krok wobec zimorodka
i dudka które jeszcze ciągle są przede mną do sfotografowania... .
- Oj wiem jak trudno takie ujęcia podejść, wysiedzieć i wyczekać!

Autor Łukasz Łukasik: "Puszczańska siła"

...ale i też miło mi było widać, o te tu ło to so z zasiadki, a te ot tam z budy robione,
a te w krzaczorach, a jeszcze inne musi na pływadełku były zrobione. Jeszcze inne
to wyraźnie widoczne przecież, no przecież to widać, że z ambony... .

Marcin Zagórski: Bez tytułu

Z z drugiej strony było mi zwyczajnie: toć ja to wszystko już widziałem!
No prawie wszystko, bo tutaj:
http://www.fotografia-przyrodnicza.art.pl/

Gdyby ktoś nie wiedział to miejsce to jest świątynią przyrody.
To tutaj trafiają zdjęcia o których wolno mi tylko pomarzyć... .
- I dobrze mi z tym.

* * *

Karma, aura czy co tam innego w jednych miejscach się to przytrafia a w innych nie.
Wchodzisz do takiego pomieszczenia i czujesz się jak w prosektorium.
Wejdziesz do innego i czujesz się jak u siebie w domu.
Od progu wiesz, że jesteś gościem domowym i swoim.
- Lubię bywać w "Domach Muz"!