A to wpadłem! A to się zakopałem! A to mi się przytrafiło!
Czyż tak?!
A nie-nie! Ja tak całkiem świadomie. Od paru lat.
Z własnej woli i z premedytacją.
Zanurzam się i gmeram w królestwie graffiti.
- Nie bez szczypty masochizmu zresztą :-)
...bo przecież jest dreszczyk pierwszy, gdy w euforii po znalezieniu malunku, obchodzę go delikatnie, przyglądam mu się starannie i smakuję go detalicznie. A nie mogąc się zdecydować co najpierw (skrzydełko czy udko?) co raz to przekradam się to bliżej to dalej, tak aby znaleźć ten najlepszy z możliwych kadr, to jedynie słuszne ujęcie... .
A jest jeszcze dreszczyk drugi! I gdzież on? Ano czasem pojawia się w dresach za plecami lub niespodziewanie czerwonym nosem straszy z boku. I brew marszczy a zaciska pięści na widok tego "co kameruje na j e g o terenie". Czasem onże emituje dźwięki podobne do ludzkiej mowy w przekładzie na język polski brzmiące mniej więcej tak.
"Uprzejmie proszę Szanownego Pana, aby zachciał On w swej łaskawości oddalić się z mojego terenu. Bez zwłoki. Pragnę zapewnić Pana iż natychmiastowe nieskorzystanie z mej pokornej prośby skutkować będzie zastosowaniem przez mnie - i tych oto tu dżentelmenów - użyciem sił własnych. Ostrzegam, że skutkiem naszych zbiorowych działań będzie wizyta w najbliższym szpitalu specjalistycznym. I to nie w charakterze osoby odwiedzającej. Bynajmniej."
Mimo wszystkie emocje nadal uważam: "Warto poświęcać się dla Prawdziwej Sztuki".
I wiernie stać na straży jej.
PS. Jest jeszcze dreszczyk trzeci, ale o nim to już - jak zwykł był mawiać mój kochany brat oraz niejaki Fryderyk Chopin - n a s t ę p n ą r a z ą .
sobota, 26 lutego 2011
Trzy dreszczyki czyli background (505)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz