Otoczony marną codziennością co raz to łaknę rzeczy wzniosłych.
W takich momentach zamiast użerania się z bytem powszednim ciągnie mnie do uprawiania sztuk niezwykle pięknych. Na trzy sposoby. Stąd też a to uciesznym słowem się zabawię, a to frywolnie wyrażę się za pomocą obrazu, czy też po prostu między brzozami na fujarce zagram.
Cóż zrobić jednak mamy gdy niebo podrzucił ktoś z ołowiu a osobisty zielony pasek stamina jest krótki bardzo?! Rada ma brzmi: dobrze jest wtedy nieruchomo zasiąść na gór szczycie i podumać nieco lub dłużej nad przemijalnością tego świata.
- Tyle jeśli chodzi o poezję.
(...)
Wracając do toruńskiej prozy: z uwagi na to że gór szczyty na naszym płaskociu są przesadnym deficytem muszę autorytatywnie uznać, że toruńska Góra św. Jakuba TO JEST WŁAŚNIE TO. (A właśnie, że mamy taką Górę! ...chociaż nie wiem czy wszyscy w naszym miasteczku o niej wiedzą.)
Jak widać omszała ona ze szronu, śniegu i starości!
Dale jakie się z niej rozciągają pokażę przy innej okazji, bo teraz mi się nie chce. Teraz to mogę co najwyżej tylko ujawnić ścieżkę która wiedzie wzdłuż (za przeproszeniem!) grzbietu naszej szacownej Góry.
Uwaga porządkowa. Gdy się wchodzi na Naszą Górę od niewłaściwej strony to trzeba mocno trzymać się ziemi, żeby na własne życzenie nie zrobić sobie czego.
A morał z tej historyjki?! W celach filozoficznych wchodząc na góry szczyty wskazane jest mocne trzymanie się ziemi.
- No właśnie!
PS. Piotrze! To trudne słowo którego (w tak kompromitujący sposób!) parę dni temu nie mogłem znaleźć to "reaktywacja". W moim ujęciu to jest coś takiego jak powstanie z martwych albo też kontynuacja po 2-letniej przerwie tego szlachetnego dzieła, które i Twoim oczom od niedawna a codziennie przedkładam.