Patrzył na mnie niewidzącym wzrokiem.
Potem ceremonialnie zdjął swój symbol słońca
zawieszony na złotym łańcuchu i założył mi go na szyję.
Zimne żelastwo mało nie złamało mi karku.
- No idź już, idź! Nic tu po tobie.
I niech bogowie mają cię w swojej opiece!
Do wypełnienia swojej misji będzie ci potrzebne szczęście.
Dużo szczęścia!
Zgięty pod kosztownym ciężarem pokornie słuchałem.
Acha! I pamiętaj: dostaniesz wszystko,
ale za to w s z y s t k o będziesz musiała zapłacić.
Odłamuj więc po kawałku i mnóż tak,
aby ci starczyło do końca twych dni.
Rób to jednak szczodrze: nie wiadomo czy świat potrwa jeszcze tydzień!
To powiedziawszy potężny władca szybko wybiegł z komnaty.
Rządzenie rządzeniem, ale już całe pięć minut był spóźniony na obiad!
A dzisiaj pałacowa kuchnia oferowała jego ulubione
naleśniki ze syropem klonowym.
A lubił ciepłe, takie prosto z patelni.
wtorek, 26 stycznia 2010
Montezuma (119)
Autor: Obserwator Toruński o 05:35
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz